wtorek, 26 listopada 2013

Święto Dziękczynienia

Cześć!

Ten blog to odzwierciedlenie mojej systematyczności. Jeśli o czymś zapomnę i świat się nie wali to mogę mieć peność, że przypomnę sobię o tym za miesiac. Albo trzy.

Dzisiaj jest wtorek. Już pojutrze święto indyka. Dlatego muszę się zaczać dzielić z całym światem tym co dobrego przydarzyło mi się w tym roku.

 Żeby było zabawnie to pierwsza rzecz, która przyszła mi na myśl to wyróżnienie na świadectwie ukończenia liceum. Ten biało-czerwony pasek kosztował mnie mnóstwo energii, zdrowia i prezentacji w Power Poincie. Napracowałam się na to małe wyróżnienie i jestem wdzięczna Bogu za to, że uhonorował moje wysiłki, gdyż wiele lat charowałam w szkole, a nie co roku kończyłam z wystarczajaco dobra średnia.

Kolejna kwestia to wizy i wszystkie papierkowe oraz finansowe kwestie. Wszystko mi się udało. Wszystko. Nigdy nie zabrakło mi na chleb ani nawet na organiczny dżem. Nawet mam więcej niż potrzebuję, cieszę się, że mimo iż to moja pierwsza praca zarabiam wystarczajaco dużo by móc sie podzielić z innymi. I kocham to, że w ten prosty sposób mogę mieć pozytwny wpływ na życie drugiego człowieka.

Wszyscy świetni ludzie, którzy mnie otaczaja a także ci, którzy sa na innym kontynencie. Tam skarb twój gdzie serce twoje. Mój jest rozszypany po kilku kontynentach. Cieszę się, że żyję w XXI wieku i mogę zobaczyć rodzinę i przyjaciół kiedy tylko sa dostępni na Skype. Mogę bez przeszkód się z nimi kontaktować. Za to co czeka na mnie w Polsce ludzie, moje zwierzaki, mój pokój, rolada z kluskami. Wszystko co ślaskie i polskie co bardzo kocham. Za moich wrogów bo ucza mnie oni jak kochać nielubiac. (Wciaz nad tym pracuje)

Dziękuję za to co mam tutaj. Nowa rodzinę, nowych znajomych, nowy kościół, nowe możliwości. Za to, że na uczelni jestem 3h tygodniowo, ani minuty dłużej. Za to że do pracy mogę chodzić w piżamie.

Za wolność wyboru. Za to, że to ja wybieram kto jest moim Bogiem. Za to, że spośród tylu możliwości wybrałam Jezusa a nie pieniadze, władze, new ageowe podejscie ze to ja jestem bogiem (sory PFK). Za to, że On wybiera mnie. 

Za każdy dzień, poktórym mogę spoczać w bezpiecznym, suchym, miękkim łóżku. 


wtorek, 8 października 2013

Trzy miesiace!

Kochani,

Dzisiaj jest dziewiaty pazdziernika. Siodmego lipca moja stopa stanela na wykladzinie w rekawie na lotnisku JFK w Nowym Jorku. To wszystko oznacza, ze jestem tutaj juz ponad trzy miesiace.

W tym czasie udalo mi sie zwiedzic Mineapollis, Boston, Nowy Jork oraz mnostwo pelnych uroku zakatkow Vermontu. Bylam juz w Stowe, slynnym kurorcie narciarskim gdzie tej simy mam nadzieje odkryc tajniki sztuki slizgania sie ma desce. Jak to bywa przy lataniu wpadlam tez na chwile do Karoliny Polnocnej i New Jersey.

USA czyli miejsce gdzie wszystko moze sie zdarzyc. Jak na przyklad koncert Michaela Buble (baardzo utalentowany czlowiek i mile chwile w swietnym TD Garden), nauka hiszpanskiego po amerykansku, wyprawy do naprawde duuzych miast, Nowy Jork (miasto gdzie kazdy czegos szuka), przejazdzka luksusowym sportowym BMW...

Udalo mi sie poznac wiele nowych ludzi z roznych zakatkow swiata.

Boston to miasto najmilszych ludzi, moze to dlatego, ze ich ulice sa bardziej zawile niz przygody Charliego jednorozca. Mimo, ze soedzilam tam tylko 24h to udalo mi sie na wlasnej skorze poznac mentalnosc Bostonczykow, gdy zdezorientowana stalam na skrzyzowaniu z mapa w reku znajac cel mojej podrozy probujac ustalic, ktora droga mam sie tam dostac. Gdy nagle podeszla do mnie pewna kobieta i spytala gdzie chce pojsc. Pozniej tego samego dnia pomogl mi inny Bostonczyk, ktory biegl spozniony na spotkanie, ale znalazl chwile miedzy wdechem a wydechem by spytac mnie gdzie chce sie dostac.

Chcialabym jeszcze powiedziec o tym jak niesamowite jest mieszkanie w hostelu. Mnostwo mlodych ludzi i wszyscy sa jak gromada przyjaciol. Nic dziwnego gdyz mieszkalam na Friend Street. Duzo rozgadanych Europejczykow, spotkalam tez Australijke i ludzi z Wietnamu. Najlepiej jesli rozmawia sie do rana, bo lozka nie naleza do tych mieciutkich, cieplych, cichych miejsc z ktorych nie chce sie stawac nad ranem. Moze powinniscie sobie takie sprawic jesli macie problemy ze wstawaniem.



A teraz idzie jesien i czeka mnie caly ogrom amerykanskich swiat. Juz za chwile Halloween (mam juz kostium) a zaraz za nim Swieto Dziekczynienia. Probowalam juz ciasta z dyni i stekow. Zjadlam najbardziej ameryaknskiego hamburgera i hot doga na Times Square.


Co ciekawe po tym wszystkim mam ochote na wiecej. Planuje kolejne podroze, by sprobowac nowych rzeczy. A w miedzy czasie studiuje Biblie po angielsku, walcze z niechecia do francuskiego, ucze sie o Turcji, osluchuje sie z niemieckim. A jest jeszcze tyle rzeczy, ktorych chce sprobowac, nauczyc sie i poznac.


Przez te trzy miesiace tez poznalam jak bardzo cenie sobie Was moim Polscy Przyjaciele.
Teaknie za Wami i ciesze sie zawsze gdy widze Wasze usmiechniete twarze na zdjeciach na facebooku, czy gdy rozmawiamy na Skype. Nie bylo dnia kiedy nie pomyslalam o ktoryms z Was. Od trzech miesiecy wiem, ze juz zawsze bede za kim tesknic. Teraz mysle o Was ale za kilka miesiecy bedzie brakowac mi tego co mam teraz. Mimo wszystko pakujcie torby i wyruszajcie w swiat!

Jesli tylko masz chwile, to smialo do mnie pisz lub dzwon, mimo, ze czasami odpisuje z opoznieniem, to sprawia mi to ogromna radosc, ze o mnie pamietasz!







sobota, 7 września 2013

Zdaje 2/3 egzaminy na prawo jazdy

Cześć!

Ostatnie tylgnie były pełne wyzwań. Zaczęła się szkoła a w raz z nia parkowanie, zmiana klas i mnóstwo pytajników. Gdzie zaparkować? Jak się za to zabrać? Ile czasu potrzebuję na dojazd?
Moja rada dla wszystkich au pair. Nie liczcie na LCC. Zadzwońcie do au pairek, które sa na miejscu dłużej i wyoytajcie je o wszystko.

W USA parkingi wokół szkół wymagaja zezwolenia, a ponadto często sa płatne. O czym ja wcześniej  nie pomyślałam. Ze zmiana zajęć zazwyczaj nie ma problemu. Zwłaszcza na poczatku roku szkolnego. Warto próbować dostać się na zaawansowany stopień języka, ktory już znasz. Jako au pair nie potrzebujesz oceny końcowej z przedmiotu, więc zazwyczaj nauczyciele godza sie na to byś bez problemu uczestniczyła w ich zajęciach, mimo że nie uczyłaś się podstaw na ich uniwersytecie.

Moim kolejnym sukcesem było zdanie a erykańskiego egzaminu na prawo jazdy. Zdaje 2 na 3 egzaminy na prawo jazdy.  Nieudana próba miała miejsce w Polsce. To doświadczenie jest zupełnie inne niż polski egzamin.
Nie trzeba mieć 18 lat. wystarczy 16. Poza tym by ćwiczyć swoje umiejętności praktyczne wystarczy zdać egzamin teoretyczny i mieć starszych,  co najmniej 25 letnich i trzeźwych przyjaciół. A egzamin praktyczny jest dużo przyjemniejszy i krótszy. Egzaminator żartuje i gawedzi z Toba. Pan, który sprawdzał moje umiejętności bardzo lubi Polskę. Jego syn walczył w Afganistanie z polskimi żołnierzami i był pod wrażeniem ich lojalności i oddania.  Co nikogo nie dziwi.

Amerykanie zwariowali na pukncie żywności gluten-free. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu myśla, że gluten zabija, co nie przeszkadza im w jedzeniu konserwantów, żywności wielokrotnie przetworznej. Niektórzy producenci dodaja wiatmine D do mleka, by je uświetnić.

Co uwielbiam w Amerykanach to ich nastawienie. Mniej natzekaja, lubia spedzać czas z ludźmi, dlatego nie zdziwcie się, że świerzo poznani ludzie tak po prostu zapraszaja Was do swoich posiadłości. (Jeśli jesteś piękna niewiasta a mkiły Amerykanin proponuje herbatkę późnym wieczorem w jego mieszkaniu, mimo wszystko powinnaś doszukiwać się podtekstu)

Inna ciekawa kwestia sa mydła w płynie, które na Twoich dłoniach pojawiaja sie w formie piany. Uwielbiam je!

Uwielbiam też mój kościół. Jest bardzo aktywny. Dużo się w nim dzieje. Społeczność regularnie spotyka się, by wszyscy członkowie lepiej się poznali, a także organizuje akcje na rzecz innych ludzi. Jak choćby zbiórka artykułów szkolnych dla dzieci z biednych dzielnic.

Tym czasem przygotowuję się do mojej pierwszej samodzielnej wielkiej podróży na tym kontynencie - Boston i koncert Buble.

W mojej wielkiej podróży ciagle towarzyszy mi Bóg, który prowadzi mnie ta niesamowita ścierzka, uczac mnie by Mu ufać i powierzać każda kwestie. Poznaję wielu niesamowitych ludzi, którzy postanowili Mu ufać.

czwartek, 1 sierpnia 2013

W dzien goracego lata

Z "bardziej amerykanskich" kwestii chcialam podzielic sie z Wami moimi nowymi ulubiencami:

Od okolo pieciu dni jestem super fanem Michaela Buble. Jego jazzowe utwory sa po prostu ufizycznieniem mojego dzieciecego swiata. Ten klimat... Okej, ale to nie update o Michaelu. Dodalam jego bostonski koncert do mojej 'must to do' list.

Syrop klonowy. Mmmm! Zastanwiam sie jak przezylam bez niego tyle lat?! Ostatnimi czasy moglabym zywic sie tylko nim. Wyparlby nawet czekolade!
Mozna zjesc go na tysiac sposobow: sam, z cheerios i mlekiem, z francuskimi tostmi, z owsianka, dodac do napoju...

Creemees! Najlepsze oczywiscie te o smaku syropu klonowego! Creeemees to chyba najlepszy rodzaj lodow. Nie dziwie sie ze odseparowano je od "zwyklych lodow". Zasluguja na odrebna kategorie.

Lody o smaku karmelu z sola. Mmm! One sa jak Creemees, z tym, ze mozna dostac je w wiekszym opakowaniu.

Lody Ben & Jerry's.

Marshmallow

S'more czyli marshmallow z czekolada/karmelem/Reese's i herbatnikiem

Slone precle z maslem orzechowym albo oblane czekolada...

Brownies

Poludnie na tarasie, z ksiazka i ipadem.


W dzień goracego lata...

Bycie au pair dla rocznego chłopca jest pełne wyzwań. Może być przyjemne i zabawne, lecz też męczace i trudne. Muszę być zawsze czujna i wyczulona na wszelkie niebezpieczeństwa. Odpowiedzialność za życie młodego człowieka jest wielka, ale świadomość wpływu na kształtowanie się tej młodej istoty i pomaganie jej w odnalezieniu odpowiedniej drogii w świecie daje wielka radość.

Myślę, że moja praca jest świetna. Bycie z tym uroczym maluchem, który jest wyczulony na mój nastrój zmusza mnie do bycia radosna i wyrażania moich uczuć. To coś nad czym muszę popracować. Okazywanie swoich uczuć jest ryzykowne, ale czymże jest życie bez ryzyka?


 Zastanawiam się w którym momencie mojego życia zaczęłam wstydzić się okazywać moje uczucia. I dlaczego? Myślę, że nie jestem w tym sama. Wyjdź na ulicę i zobacz ile osób rano nałożyło kamienna twarz lub sztuczny uśmiech.


Dzisiaj, przy kolacji rozmawialiśmy o zwierzęcej naturze każdego z nas. Sporo osób już miało przypożadkowanego sobie zwierzaka, który w jakiś sposób oddaje ich mentalność, charakter.

 Gdy zaczęliśmy się zastanaiwać jakie zwierze charakteryzuje mnie zdziwiłam się gdy usłyszałam, że jestem pewna siebie, odwazna i spokojna. 
Tak postrzegaja mnie ludzie dzisiaj. Jak ja postrzegam sieie dzisiaj? Co zmieniło się we mnie w ostatnim czasie? 

Wydaje mi się, że bardzo szybko się zestarzałam. Choć wygladam młodziej niż kiedykolwiek. Jestem zupełnie inna soba. Spokojna? Racja. Lubię spokój. Lubię gdy coś się dzieje, ale nie chaos. Choć to nie oznacza, że lubię wszystko kontrolować. Za dużo mieć na głowie jest źle.

 Kiedy myślę o tej dziewczynie, która byłam kilka lat temu nie wydaje mi się abym była innym  czy obcym człowiekiem. Wydaję się sobie taka sama tylko wtedy nie pamiętałam o najlepszym rozwiazaniu wszystkich moich problemów, myślałam jak sama mogę je rozwiazać, jak sama mogę się zmieić. Nestety to kłamstwo. Nie mogę sama odmienić mojego życia czy losu. Tylko jedna Osoba może coś z tym zrobić. I wiecie o Kim mówię. Tak to Jezus. Wiem, że nie łatwo przechodzi to przez gardło za pierwszym razem. Te wszystkie konwenanse, strach przed sekta, życiem amisza...


Większość tej powyższej treści napisałam wczoraj. Wtedy było goraco. Wtedy tez szukalam swojej osobowosci, konkretnego kierunku w moim zyciu, ktory definiowalby mnie. 

Postawiono przede mna pytania, na które nie znajduje się odpowiedzi w jeden wieczór. Ale w dwa. Już dzisiaj wszystko się wyjaśniło. Czemu? Dzisiaj spotkałam grupę młodych osob, która przypomniała mi o tym, kim jestem. 

Jestem najszczęśliwszym człowiekiem. Jestem człowiekiem, który bładzi każdego dnia, ale ciagle odnajdywanym. Słabym, ale wielka siła jest po mojej stronie, walczy o mnie. To siła Bożej miłości. Mojego Ojca, któremu mogę  powierzyc cale moje zycie. Ktory chce sluchac o moich problemach i wskazac mi rozwiazanie. Ktory chce oddac za mnie zycie. 

Jest szalenczo zakochany we mnie. Moze to brzmiec dla Was jak szalenstwo, swietokradztwo. Dla mnie tak brzmi. Ale nie bojmy sie tego. Taka jest prawda. Czy to nie wspaniale? 

Sprawy staja sie coraz jasniejsze, ae wciaz szukam odpowiedniego zwierzecia, haha!




piątek, 19 lipca 2013

Burlington

Hello!

Wiem, że dużo dzieje się w moim życiu. Całe stronnice mogłabym zapisać faktami z ostatnich dni. Wszystko jest nowe: ludzie, otoczenie, jedzenie, picie, kultura, nawet moje łóżko, które było moim ulubionym i najbezpieczniejszym miejscem. Ale nowy kontynent nie oznacza pozostawienia swoich problemów i radości w innym kraju i nie mam na myśli Rosji.

Oczywiście z czasem wszystko się zmienia i w efekcie liczy się tylko to co zrobisz dzisiaj. Jeśli jesteś leniwy to stajesz się jeszcze bardziej leniwy, jeśli jesteś madry, to Twoja madrość przetrwa. Mam na myśli to, że każdy dzień ma znaczenie. Może okazać się tym ostatnim, a jeśli nie to tworzy przeszłość i kształtuje przyszła przyszłego Ciebie.

Staram się żyć pożytecznie. Każdy dzień lenistwa sprawia, że bycie pracowitym następnego dnia staje się trudniejsze. W chwili gdy życie zmienia się radykalnie warto zmienić też siebie, gdyż aklimatyzujac się do nowego miejsca, przyzwyczajasz się do nowej wersji siebie.

Tak i ja, chcę ulepszyć moje życie każdego dnia. Proszę wspierajcie mnie w tym. Możecie codziennie pytać mnie o wyniki mojej pracy nad soba.

Dzisiaj chciałam podzielić się z Wami moim pomysłem na poprawę mojego życia. Chcę przygotować słoik z imionami osób mi bliskich, moich przyjaciół, znajomych, osób, z którymi jestem w konflikcie. Nazwę go prayer box I każdego dnia będę modlić się za kogoś z tego zbioru.
Może Tobie też przydałby się taki słoik miłości?


Bycie au pair uczy mnie też planowania, cieszenia się z każdej chwili, uśmiechania się. Muszę wykorzystywać dawno zapomniana kreatywność, nauczyć się na nowo żyć bez pośpiechu i odpuszczenia sobie udziału w wyścigu szczurów, w którymi XXI wiek zapędza nas wszystkich wbrew naszej woli.


Jestem podekscytowana odkrywaniem tego niepopularnego stylu życia.


Niech Bóg Wam błogosławi!


sobota, 13 lipca 2013

Nowy Jork

Nowy Jork.

city that makes you feel like sleeping is useless.

mój ostatni pelny dzień w stanie Nowy Jork. Wiekszosc czasu spedzilam w szkole dla au pairek. Poznałam tu super dziewczyny, które sprawiły ze chwile tu plynely szybko i przyjemnie.

Moja nauczycielka, pani Noga, byla niesamowita. Jej klasa wygladala jak typowy pokoj uroczej babuni - pelno sztucznych kwiatkow, koszyczkow wiklinowych, zrobionych przez uczniow prac (uczniowie w wieku 18+) z podziekowaniami, szafa obklejona zdjeciami i mnostwo gadzetow: lalki, talk, ubranka, pampersy... Pani Joan idealnie pasowala do tej wizji - opowiadala mnostwo historii, pokazywala zdjecia swojego syna, wnokow.


W Nowym Jorku, a konkretnie na Manhattanie spedzilam 2 dni. I co moge powiedziec? Nowy Jork jest niesamowity. Zeby poczuc jak naprawde toczy sie zycie w tym miescie, trzeba zaplanowac sobie przynajmniej dwutygodniowy pobyt. Miasto jest ogromne. Times Square, Broadway, 5th Avenue, Plaza Hotel, Central Park, Empire Hotel, Empire State Building, Rockefeller Center...

Szczerze? Czulam sie tam jak w domu. Mysle ze moglabym tam zyc. Przynajmniej przez jakis czas. To miejsce ma w sobie wszystko - spokoj i relaks w Central Parku, najlepszy balet na Broadway'u, tancerzy na ulicach, ogromne sklepy, duzo swiatel, zero nudy.
Czulam sie tam tak swojsko, jak u siebie, ze nawet uliczni sprzedawcy nie zachecali mnie do kupienia ich wycieczek.


Od 1:30 jestem w Burlington. Moj pierwszy lot do Burlington byl o 11:20, lecz ten, ktorym mialam tu przyleciec mial miejsce o 15:59. Na lotnisku bylam na tyle wczesnie, ze moglam zdazyc na pierwszy lot, lecz w efekcie koncowym lecialam lotem, ktory mial opuscic NYC o 22:45. Pogoda sprawila, ze byl opozniony o ponad godzine. Takze JFK Airport znam juz jak wlasna kieszen.

Moja host rodzina jest super. Mimo opoznienia nie byli na mnie zli i czekali na mnie w srodku nocy na lotnisku. A konkretniej Julie i pani Basia, mama Julie. Wayne zostal w domu z dzieckiem, wiec poznalismy sie dzisiaj rano, przy sniadaniu. Zobaczylam juz miasto, jest tu bardzo ladnie. Smiejemy sie ze to takie male NYC, albo taki duzy Central Park. Haha!

Musze Wam powiedziec, ze Training School bylo super, ale nie moge porownac tego z moim nowym pokojem. Jest super! Wisza w nim zdjecia moich przyjaciol i rodziny - prezent od hostow.
A John tez jest wspanialy, nie bal sie gdy mialam go na rekach i zaczynamy sie coraz lepiej poznawac.

Musze isc sie rozpakowac, za godzine przychodza goscie, zeby mnie poznac. Bedziemy jesc lasagne. Milego dnia!

środa, 3 lipca 2013

Polska, Londyn, Nowy Jork..

Cześć!

Jacie.. Tyle się dzieje! Do wylotu zostały tylko CZTERY DNI! Nie, nie potrafię ogarnąć tego moim prostym umysłem. O czym świadczy to, jak zaplanowałam mój ostatni w tym roku tydzień w Polsce.

 W poniedziałek były urodziny mojej siostrze, więc to jej starałam się zadedykować ten czas, ze znajomymi zrobiliśmy jej małą niespodziankę i pod pretekstem zakupów, zabraliśmy ją na laserowy paintball.

We wtorek od rana pomagałam w remoncie kaplicy. Super czas, cieszę się, że mogę zrobić coś dla innych i dla moich ideałów, moich poglądów i przede wszystkim dla Boga. Popołudniu byli goście, także spędziłam czas z nimi, a wieczorem pierwsze pakowanie w wersji demo. Dobrze mieć przyjaciół, którzy ogarniają niektóre sprawy za mnie.

Dzisiaj środa, znowu remont. Było widać pierwsze efekty, gdyż malowanie ma w sobie tę radość, że wysiłki mają bezpośrednie odbicie w rzeczywistości. Po czym zakupy, zakupy... I dzisiaj kolejne pożegnania.

Dla wszystkich au pairek chciałam podzielić się, prezentem, który sama przygotowałam dla siebie. Kupiłam zeszyt i poprosiłam moich przyjaciół, aby napisali w nim coś dla mnie. Jeszcze tego nie czytałam, zrobię to gdy będę tęsknić za domem. Zostało mi jeszcze sporo pustych stron, do niedzieli uzbieram jeszcze sporo wpisów.

Kolejne dni wypchane po brzegi spotkaniami, zakupami, pakowaniem. Planowaniem czasu w Londynie, w Nowym Jorku. Dalej nie wybrałam co będę czytała w samolocie. Ale wzięłam się już za zwiedzanie. Dzisiaj kupiłam świetny przewodnik po Nowym Jorku.



Polecam. Przejrzałam go i jest bardzo dobrze napisany. Prace nad wyprawą po Manhattanie trwają, chyba muszę jeszcze kupić plan miasta, by to wszystko porządnie ogarnąć. Tyle miejsc związanych z Gossip Girl do zobaczenia. 

Co do Londynu... To ciężko było mi cokolwiek zaplanować, więc postanowiłam... spytać ludzi! A kto zna lepiej Londyn, niż Londyńczycy? Także na InterPalsach wysłałam kilka wiadomości i czekam na odpowiedzi. 

Na koniec naszła mnie taka konkluzja nad tym, jak niesamowity jest Bóg, który spełnia moje marzenia, ponieważ wierzyłam, że się spełnią. Wy też wierzcie, bo wiara czyni cuda. Ona może całkowicie odmienić Wasze życie. Tylko wierzcie, módlcie się i miejcie nadzieję, gdyż nadzieja nigdy nie zawodzi. 


wtorek, 25 czerwca 2013

12 days till NEW YORK!

Cześć!

Zostały niecałe dwa tygodnie. Do wylotu. Konkretniej dwanaście dni. Ciężko mi w to uwierzyć.

Już wszystko gotowe. Lekarz, dokumenty, prawo jazdy... Dużo załatwiania. Po tym doświadczeniu żaden urząd nie jest mi obcy. Dużo przeszkód pokonałam. Nawet wizę. Tyle zmagań za mną by ten dzień mógł nadejść. Bóg był moim przewodnikiem w tej zawiłej drodze przez biurokrację.

Co postanowiłam zrobić z pozostałymi mi dniami?
Szczerze to dużo lenistwa i przyjemności. Dużo spotkań z świetnymi ludźmi. Będzie spotkanie dla młodych ludzi w Agape, na które zapraszam Was serdecznie. Nie zabraknie kociołka, wyprawy w nieznane, pakowania, zakupów.

Co potem? Ach na szczęście już wiem! Potem lot do Londynu, gdzie może uda mi się co nie co zwiedzić i zobaczyć. A po Londynie... Spełnienie moich marzeń - Nowy Jork!
Mam bardzo dużo suerte gdyż w NYC będę mogła spędzić aż dwa dni, a nie planowany jeden! To niesamowite! Mało tego mam już jedną koleżankę, która tam mieszka i może uda mi się zobaczyć parę niesamowitych miejsc! Domi i Nina jesteście mile widziane, jeśli chcecie dołączyć!

W piątek lecę do Vermont. A tu kolejne niespodziewane dodatkowe/obowiązkowe koszty. Trzeba będzie zapłacić za bagaż. Także muszę uważać, by zaoszczędzić parę dolarów na przewóz mojej walizki. Może zrujnuję się na telefon do przewoźnika by się upewnić o jakich sumach mowa...

A co w Vermont? Mam tam już nowego agenta.. Haha! Moja znajoma Niemka, też au pair, już tam jest. Jest bardzo zajęta, więc nie wypytałam jeszcze o wiele jej wrażeń, ale mam nadzieję, że jest szczęśliwa i podoba się jej Burlington!

Hasta pronto!

poniedziałek, 17 czerwca 2013

adios Tenerife

hola!

dzisiaj jest poniedziałek. trzy tygodnie do wylotu. ?
dzisiaj wysłałam (jak to często ze mną bywa pod presją nieubłaganie zbliżającego się deadline'u) wszystko co było niezbędne CC. ubezpieczenie zapłacone. mogę żyć spokojnie, w razie czego powinnam zostać uleczona.

trzy tygodnie to czas aby zacząć myśleć o pakowaniu. niektórzy kupili już śliczne walizki, ja mam nadzieję, że uda mi się użyć którejś z mojego dotychczasowego zbioru. nie mam pojęcia jakie ma mieć wymiary. ani ile może ważyć. to ma związek z brakiem biletu. wciąż nie wiem kto będzie moim przewoźnikiem.

pakowanie będzie kolejnym wielkim wyzwaniem. już powoli opracowuję listę. bardzo powoli. jestem zaganiana całymi dniami, gdyż chcę wywieźć z naszego pięknego wiślanego kraju jakieś miłe wspomnienia z ostatnich dni, nie tylko ładne ubrania :) d
dlatego poświęcam dnie na spędzenie ich z bliskimi, by jeszcze się sobą nacieszyć i namówić ich do zarejestrowania się na Skypie!

mam też wieści zza oceanu! tam też przygotowania idą pełną parą!
John potrafi już powiedzieć moje imię! to niesamowite :)
poza tym moja host family przygotowuje mój pokój i zajmuje się samochodem. a w międzyczasie umawiamy się na Skype i dużo rozmawiamy.
w tym tygodniu przyjdzie czas na zapoznanie się babć. to będzie ich pierwsza rozmowa na Skype! łuhu!

w moim życiu dzieje się bardzo bardzo dużo dobrych rzeczy. sama pogoda jest niezbitym dowodem. kocham wakacje! nagle okazuje się, że w ciągu dnia można zrobić tyle świetnych rzeczy, gdy nie siedzi się w szkole. na przykład można zwiedzić Teneryfę! to pięękne miejsce! słońce, ocean, plaża...
regeneruję siły przed Amerykańskim wyzwaniem.

a tym czasem mam do Was pytanie:

co Wy napisalibyście na liście 'must to do in US'?

wtorek, 4 czerwca 2013

chwila relaksu przed wielkim dniem

buenos dias mis amigos

que tal?

już prawie czas wylotu do USA a ja aby odreagować stres związany ze:
szkołą/maturą/życiem/opuszczeniem rodziny/znalezieniem się w kompletnie obcym kraju/zrobieniem pierwszego wrażenia/odpowiedzialnością za młodego człowieka/inne
postanowiłam wybrać się z moją amiga mejor, muy bonita y super polecieć na wakacje!

łuhuuu!

a tym czasem sprawa z zaświadczeniem lekarskim została zamrożona. chciałam to dzisiaj załatwić, lecz nie było odpowiedniego lekarza, który bada mnie od lat, więc zostawiłam papiery w ośrodku modląc się by zajęli się ich wypełnianiem w czasie, gdy ja będę leżała na plaży.

ostatnio poznaję samych świetnych ludzi i spędzam miłe chwile z moimi przyjaciółmi! cudowny czas.
dziękuję Ci Boże za to! pobłogosław też czas spędzony na Teneryfie.

hasta luego mis amigos.  echo de menos a vosotros!

środa, 29 maja 2013

no better way to prepare to go to US than English Camp

aloha!

szalony tydzień! od czwartku wraz z grupą dziesięciu niezwykłych Amerykanów (głównie Amerykanek) pracowałam w małej wiosce z świetnymi młodymi ludźmi, a to wszystko i jeszcze więcej zawiera się w dwóch słowach ENGLISH CAMP! Łuhuu!

pewnie zastanawiacie się, o co właściwie chodzi..? english camp to obóz z udziałem native speakerów. ten, w którym uczestniczyłam ostatnio był obozem w formie półkolonii. ranki spędzałam w szkole, pomagając w zajęciach. po czym mieliśmy klub popołudniowych, dla wszystkich chętnych.

moim głównym zadaniem było tłumaczenie, a później także przygotowanie króciutkich dyskusji dla młodzieży. z możliwością dłuższej rozmowy o Bogu i Ewangelii. lecz głównie spędzałam tam świetny czas. poznałam wielu świetnych, ciekawych świata młodych ludzi. wielu szalonych i zabawnych. zagraliśmy w mnóstwo gier i mój angielski stał się głównym językiem, w którym się posługiwałam.
zetknięcie się z ich kulturom i dobrymi sercami ma na mnie niesamowity wpływ.

teraz mam świetnych przyjaciół w Colorado i już nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła ich odwiedzić! to takie niesamowite! jestem taka podekscytowana tym niesamowitym doświadczeniem i nie mogę się doczekać, kiedy po raz kolejny będę mogła wziąć udział w czymś podobnym.


zostało sześć tygodni do wylotu. przede mną ciągle parę formalności do załatwienia. oczekując na taką ogromną zmianę w moim życiu, dużo bardziej niż zazwyczaj cenię sobie każdą chwilę, którą spędzam tu, wśród Polaków, przyjaciół, rodziny. to przypomina mi o tym, że nic nie trwa wiecznie i żadna chwila nie zdarza się dwa razy. dlatego cieszcie się tym co dzisiaj zesłał Wam Bóg. nie martwcie się o jutro, które może nigdy nie nadejść


środa, 22 maja 2013

duchowa strona mojej podróży

wiem, że ten blog miał być "świecki", pomocą dla innych au pairek, wszystkich moich znajomych, którzy chcą dowiedzieć się jak to jest być au pair, z czym to się je, jak wyglądają formalności i po części chciałam się podzielić moimi odczuciami.
ale dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami czymś trochę innym, chciałabym pokazać Wam to wszystko bardziej "od kuchni".

myślę, że cały proces przygotowań, który rozpoczął się kilka miesięcy temu, mógł zostać przerwany prawie że w każdej chwili, gdyż na mojej drodze do USA ciągle napotykałam jakieś problemy, ale przez wszystkie potrafiłam przebrnąć, wszystkie zostawiłam za sobą, ciągle prąc na przód by osiągnąć swój cel.

miałam wiele chwil zwątpienia i niepewności, czy to jest to, co powinnam robić w życiu, po wielu matchach, które zupełnie nie odzwierciedlały moich oczekiwań, potrzeb, dyspozycji byłam już prawie przekonana, że to nie dla mnie i że chyba powinnam szukać innej drogi życia, gdy już miałam się poddać dostałam wielki znak z nieba, że to dobra droga, słuszna, ta którą powinnam podążać. to był znak od samego Boga. zostałam zmatchowana z moją obecną rodzinką.

później było wiele problemów "technicznych". choćby umówienie się na spotkanie wizowe, które wydawało mi się czymś nie do przejścia. lecz wtedy przypomniałam sobie o Kimś, kto nie wie co to znaczy: "coś nie do przejścia", "sytuacja bez wyjścia". Oddałam swoją sprawę w ręce Jezusa, który przeniósł mnie na drugą stronę przepaści nie do przejścia. I tak brnę dalej.

wiem, że jest wiele spraw, które są niewygodne, ryzykowne. jakby samo dzielenie się swoim życiem z całym światem przez tego bloga, gdzie każdy kto tylko ma ochotę może wejść. wiele błędów, które popełniłam, których konsekwencje mogą dosięgnąć mnie każdego dnia. wiele zła, które krąży po świecie. opuszczenie mojej rodziny. moich przyjaciół. wszystkiego co moje, co kocham aby ruszyć w nieznane. oddać się pod opiekę ludziom, których nie spotkałam.

jest tyle rzeczy, o które mogę się martwić. wiele ryzykuję. mogę stracić sporo, mogę zyskać naprawdę wiele. lecz nie martwię się o stratę, o problemy, które czyhają na mnie. bo wierzę, że Bóg ma plan na moje życie,

On mnie kocha i mnie nigdy nie zwiedzie.
On oddał za mnie swoje życie.
nikt inny tego dla mnie nie zrobił.
nigdy.

to niesamowite i chciałam Wam dzisiaj powiedzieć, że życie z Nim to coś czego naprawdę nie rozumiem, ale wierzę, że On jest. czuję go bo w moim sercu gości pokój, czuję że jest Ktoś kogo nie widzę, ale kto mnie uspokaja, mnie kocha.
i kocha też Ciebie.
warto powierzyć Mu życie.

piątek, 17 maja 2013

such a beutfilul visa.

cześć.

w ubiegłym tygodniu wybrałam się na wycieczkę do Katowic, żeby zdobyć jedne z ostatnich dokumentów potrzebnych CC a także żeby odebrać moją piękną wizę! naprawdę polecam się o nią starać. bo gdy ma się ją już w ręku to takie oficjalne i przyjemne. to już prawie jakby bilet.

teraz piszę jeszcze matury i to głównie na nie przeznaczam czas. mimo tego poznałam ostatnio miłą Niemkę, która będzie au pair w moim mieście. hurra! to świetna sprawa, że mogę już dzisiaj ją poznać. :)
nazywa się Julia i będzie miała pod opieką 3 hostdzieci. Jedno z nich jest w wieku Johna, więc może znajdziemy dla nich jakieś wspólne zajęcie.

muszę zająć się kompletowaniem dokumentów i przygotowaniami. za niedługo będę zmagała się z pakowaniem, warto pomyśleć o tym wcześniej. możecie mi w tym pomóc, bardzo przyda mi się spojrzenie na sprawę z innej perspektywy.
na razie zaplanowałam zabrać ze sobą: moje ulubione ubrania, ciuszki do au pairowania, kosmetyki, aparat, dokumenty... chciałabym zabrać coś niedużego co będzie przypominało mi o domu, rodzinie i przyjaciołach. liczę na Waszą kreatywność.

w ostatnim czasie myślę raczej o pożegnaniach, niż o powitaniach i chciałabym urządzić małe przyjęcie pożegnalne. pracuję nad tym i dam Wam świeże newsy gdy już coś ustalę.

take care

środa, 24 kwietnia 2013

spotkanie wizowe

cześć.

cóż za poranek.

dzisiaj byłam w Krakowie, na spotkaniu wizowym. ale szaleństwo!
bardzo dużo ludzi, tak dużo że pierwsze spotkanie z przedstawicielami Konsulatu miało miejsce na ulicy.
półtorej godziny czekania, aż w końcu weszłam do środka. oczywiście wcześniej musiałam jeszcze zrobić nową fotkę do wizy, gdyż moja nie spełniała wszystkich norm.

w środku barierki jak na lotnisku. sprawdzają co ze sobą wnosisz.
(broń i urządzenia elektroniczne należy pozostawić na zewnątrz)
potem odciski palców i w końcu rozmowa, która trwała zaledwie dwie minuty.

bardzo miła pani zadała mi kilka pytań o hostów, o rodzinę. pytała gdzie jadę, zerknęła na moje referencje i upewniła się, że nie chcę wyemigrować na stałe. po czym powiedziała, że wszystko w porządku i czeka mnie kolejna podróż do Katowic, by odebrać paszport.

dzisiejszy poranek to był wielki test, czy USA jest mi pisane i dostałam ogromny drogowskaz z nieba.
myślę, że od tej pory wszystko będzie już dobrze.
teraz muszę zająć się jeszcze niekaralnością i wizytą u mojego lekarza.


piątek, 19 kwietnia 2013

Nina

cześć oto druga notka tego pięknego dnia

och. Ktoś w niebie bardzo mnie kocha, bo dzisiaj gdy już przechodziłam załamanie nerwowe z powodu spotkania wizowego i tak bardzo, bardzo chciałam to już załatwić na mojej drodze stanęła Nina, która poleci ze mną do NYC. dzięki tej uroczej dziewczynie, która postanowiła mi pomóc i poświęcić trochę czasu, mimo że ma bardzo napięty grafik, udało mi się w końcu dodzwonić do Ambasady (N. znalazła inny numer i chwała jej za to) i nie rozmawiać z automatem tylko z żywym człowiekiem, który pomógł mi w końcu umówić się na spotkanie. och!

naprawdę jej za to dziękuję, bo była bardziej pomocna niż moja CC infolinia, na której słyszałam tylko 'dzwonić do skutku'. a okazało się, że wystarczyło spytać wujka Google o inny numer.

także Nina masz u mnie dużą kawę, którą wypijemy na Manhattanie. jeśli oczywiście spotkanie przebiegnie pomyślnie.


a gdy mowa już o dziękowaniu to grzechem byłoby tutaj nie wyróżnić (mimo że to nie dotyczy bezpośrednio wyjazdu do USA) Adriana, Olę i Anię za pomoc z moim samochodem, z naciskiem na Adriana, który uratował mój tłumik. it is great to have you guys!

wiza i numer *740 94 00

hello

Dzisiaj jest piątek i do wylotu pozostało tylko 80 dni.

Moi hości są super. Uwielbiam ich. Muszę się pochwalić, że na urodziny kupili mi wycieczkę po NYC. Łuhu! Za każdym razem gdy o tym myślę to nie potrafię w to uwierzyć. Jak do tej pory to jest chyba najlepszy materialny prezent jaki dostałam. A już za niedługo mój kochany John skończy pierwszy rok swojego życia. To takie niesamowite! HM wysłała mi nawet zaproszenie na jego pierwsze urodziny, choć niestety wiemy że nie będę mogła w nich uczestniczyć. Mimo wszystko to bardzo urocze. HM traktuję jako moją przyjaciółkę. Piszemy o tylu różnych rzeczach i nigdy nie kończą nam się tematy.
Postanowiłam, że gdy dostanę wizę to poproszę ją o zdjęcia domu.

A co do wizy... Och to takie trudne! Bardzo staram się już mieć to za sobą. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo. Wszystko jest już przygotowane: dokumenty, opłaty, mam już konta na wszystkich portalach, na jakich mogę je mieć, by dostać wizę. Ale nie potrafię umówić się na spotkanie w sprawie wizy. To jest tak bardzo, bardzo frustrujące! Sprawa polega na tym, że ambasada schrzaniła coś na stronce, przez którą powinnam umówić się na spotkanie i teraz mogę zrobić to jedynie za pośrednictwem telefonu, dzwoniąc pod numer, który znam już na pamięć. Przez pierwszą minutę i 3 sekundy rozmawia się z automatem, by później usłyszeć, że linia jest zajęta i zapłacić za to prawie 10 złotych.
Wykonałam już kilka prób, także myślę, że USA szybko nie zbankrutuje.
I tu pojawia się moja prośba o to, abyście wsparli tą sprawę w swoich modlitwach. Albo po prostu trzymali za mnie kciuki. Ta kwestia po prostu mnie miażdży bo sama nie jestem w stanie jakoś temu zaradzić.

A teraz w moim życiu jest taka nagonka. Matury, szkoła, wiza... To pochłania prawie każdą moją chwilę. Chciałabym już zmagać się tylko z maturą i mieć za sobą inne kwestie.

Chciałam jeszcze powiedzieć Wam, że bardzo ciężko będzie mi wyjeżdżać. Teraz staram się nacieszyć każdą chwilą, ale wiem, że są rzeczy, które będą mi dane dopiero za rok. Wiem, że jest Skype, Facebook, macie adres mojego bloga i mojego maila. Dam Wam też numer mojego amerykańskiego telefonu. Ale to tylko część mojego teraźniejszego życia, która będzie uratowana. Są takie niesamowite rzeczy jak el dorado, jak wspólne spacery, przejażdżki na rowerze, czy dzielenie się ciastem, które będą moją ogromną tęsknotą, także już dziś, chcę Was prosić o to, abyście (jeśli uda mi się zdobyć wizę i pomyślnie wylecieć) wysyłali mi mnóstwo zdjęć i wiadomości.

Myślę o Was

sobota, 16 marca 2013

welcome to the family

114 days untill set out

Buenos dias

Wczoraj słonecznym popołudniem dostałam bardzo miłą niespodziankę. Moja świetna Host Family. W domu już od rana czekała na mnie zmysłowa paczka. Julie i Wayne postanowili wysłać mi powitalny list jako do nowego członka rodziny. Czyż to nie cudowne?

Paczka to wersja demo mojego amerykańskiego domu - zawierała wszystkie sztandarowe produkty Vermontu. Stąd epitet zmysłowy. Pierwszym zmysłem, który poruszyła był węch, gdyż wszystko zniewalająco pachniało kawą, nawet jeszcze przed otwarciem. Wzrok przyciągnął liścik. Posmakować mogłam ich czekoladek i syropu klonowego (dostałam nawet cukierki z syropu klonowego <3 ). Dzisiaj na deser spróbujemy go z pancakes.

A wszystko czego nie dało się zmieścić w paczce, dostałam w formie broszurek. Także czytuję sobie o fabryce niedźwiadków, lodach Ben & Jerry's, farmach, stokach, muzeach....


Każdej au pair życzę takich Hostów, jak moi. Nie mogę się doczekać amerykańskiego życia, a tym czasem w pełni korzystam z europejskich i polskich wdzięków.


Na tym etapie przygotowań do wylotu dzieje się tyle rzeczy, że nie jestem w stanie opisać nawet połowy, ale wybieram dla Was te rozkoszne kawałki. Z technicznej strony czeka mnie teraz walka o wizę, przygotowywanie dokumentów, na razie czekam na wskazówki od agencji i mailuję z rodziną.

Trochę martwię się kolejnym egzaminem na prawo jazdy, który czeka mnie tam. Muszę zdać test teoretyczny, który będzie wyzwaniem pod względem językowym i prawnym, gdyż muszę wdrążyć się w ich tryb prowadzenia samochodu, ich drogi, kulturę jazdy...  Trzymajcie kciuki!

wtorek, 5 marca 2013

We are happy to let you know that a family would like to welcome you into their home as their au pair.

Dzień dobry

Od wczoraj mój wyjazd do USA jest już realnym wydarzeniem, które będzie miało miejsce za 4 miesiące i 10 dni. Mam teraz masę informacji o wszystkim, lecz brakuje mi czasu, aby wszystko na bieżąco tutaj opisywać, dlatego dzisiaj postanowiłam nadrobić zaległości.

Od 20 lutego jestem w kontakcie z moją przyszłą future host family, z którą spędzę rok mojego życia. Wczoraj Julie oficjalnie zadzwoniła do biura w Bostonie, by poinformować ich o tym, że chcą abym została ich Au pair. Praktycznie co dziennie wymieniamy się mailami, by lepiej się poznać i ustalić jak najwięcej kwestii przed wylotem. Ustalamy grafik, zajęcia dla Johna, reguły naszego wspólnego egzystowania. Poproszono mnie abym prowadziła dziennik z postępami Johna, aby rodzina mogła być na bieżąco. To bardzo ciekawa sprawa i fajny pomysł. W kwestii samochodu Julie stwierdziła, że jeśli potrafię jeździć w Polsce to dam sobie radę wszędzie, a ich drogi nie będą STANowiły dla mnie wyzwania.

Host rodzice pracują długo, dlatego postanowili, że będę pracowała 3 pełne dni w tygodniu, a poza tym dwa dni od lub po południu. Moją zmienniczką będzie mama Julie, która jest Polką i miałam okazję poznać ją w niedzielny wieczór. Jest świetna i zna naszą polską kulturę, co jest dużym ułatwieniem i na pewno polubię spędzać z nią czas.

Poza tym dzisiaj muszę podpisać umowę i odesłać ją do Warszawy. Już dostałam mail z upomnieniem. Zajmuje mi to sporo czasu, gdyż chcę dobrze zrozumieć co podpisuję (umowa jest sporządzona w języku angielskim).

Od momentu gdy to wyślę, zacznie się nowy etap przygotowań - wiza. Jak wiadomo z tym zawsze są jakieś problemy, moja agencja przygotowuje już dla mnie stosowne dokumenty, aby proces ubiegania się o pozwolenie na wylot przebiegał sprawniej i szybciej.

Jest też kwestia ustalania miejsca wylotu. Agencja daje mi możliwość wylotu z wszystkich dużych miast Europy, lecz jeśli chcę wyruszyć z Polski, muszę zrobić to z lotniska w Warszawie. Przygotowaniem biletu, jego opłaceniem i tego typu rzeczami też zajmuje się Warszawa lub Boston. Mam nadzieję, że w tym samym czasie polecą też inne au pairki z Polski, miło będzie mieć towarzystwo w samolocie do Nowego Jorku.


wtorek, 26 lutego 2013

Vermont my destiny?

buenas noches!

mam małe urwanie głowy, co spowodowało, że dopiero dzisiaj albo na przełomie z dzisiaj na jutro, zdradzę Wam szczegóły mojego matchu.

w niedzielę o 15:06 lub 15:08 rozpoczęła się nasza pierwsza rozmowa na Skype'ie, niby miałam się nie denerwować, ale rzeczywistość prezentowała się trochę inaczej. nasza rozmowa trwała ponad półtorej godziny. czy to niesamowite, że mogłam face to face rozmawiać z ludźmi na drugim krańcu świata? byli wszyscy trzej: Julie, Wayne i John. u nich była 8 rano, więc John wcinał jeszcze śniadanko.

przygotowałam sobie sporo pytań i byłoby ciężko je wszystkie tu przytaczać, przy okazji nie zanudzając Was na śmierć, a mnie na mega niewyspanie. na niektóre z nich rodzina odpowiedziała zanim zdążyłam je zadać :). było kilka pytań o ich poglądy, idee, co dla nich jest ważne, ale też sporo o przyziemne sprawy związane z codzienną koegzystencją. po czym doszliśmy do wniosku, że rozmowa wypadła całkiem dobrze i pozostaniemy w kontakcie mailowym, po czym jeszcze tego samego dnia dostałam od nich maila.

wydaje mi się, że Julie i ja rozumiemy się świetnie i wydaje się jakbyśmy znały się o wiele dłużej niż tydzień. jest bardzo pracowita i słowna, wszystko o co ją pytałam dokładnie sprawdziła i dostałam od niej maila z całym pakietem informacji na temat prawa jazdy, a także czegokolwiek co mnie zainteresuje.

ponieważ jestem ich pierwszym matchem, a nigdy wcześniej nie mieli au pair mieli problem z ułożeniem jakiś konkretnych reguł, dlatego poprosili inne host rodzinki o radę i jutro mam dostać spis zasad, które będą mnie obowiązywać. z jednej strony jestem ciekawa co może być w tym kodeksie, a z drugiej nie lubię regulaminów, zwłaszcza tych, które regulują każdy aspekt życia, albo tych, które są tylko dla picu i nikt ich nie przestrzega (nawet ci, którzy je ustanowili). myślę, że ta rodzina jeśli się do czegoś zobowiązała to będzie się tego trzymać, więc bardziej boję się tej pierwszej opcji.

wiem, że nie zgłębiłam żadnych konkretnych wątków, ale chciałam dać tylko ogólny obraz sytuacji,
oczywiście jeśli coś Cię intryguje, don't be afraid to ask.

besos!

sobota, 23 lutego 2013

still the same family

good morning!
how are you guys? od kilku dni koresponduję z moją future host family i wydają się być świetni! Umówiliśmy się na Skype na jutro, więc bardzo się cieszę. Raczej nie jestem zbyt zdenerwowana tą rozmową, chciałabym jak najszybciej poznać tę rodzinkę.

Mały John to pilny chłopak, ma dziewięć miesięcy i już raczkuje, próbuje wstawać, mówi coś na wzór "mama" i "tata". Rodzicom zależy, żeby był dwujęzyczny. host mama lubi książki, gotować, restauracje, próbować nowego jedzenia, a host tata ma poczucie humoru, lubi hokej, pilotować samoloty. jest bardzo zaangażowany w rozwój syna, angażuje się w wszystkie jego aspekty, co moim zdaniem jest świetne!

jak do tej pory wydają mi się być super rodzinką. nie chcą obciążyć mnie toną zajęć domowych, tylko dbaniem o porządek powierzonego mi pokoju i łazienki, a także wszystko co łączy się z Johnym czyli przygotowanie jedzenia, ubranka.
wydają się być też zaangażowani w przystosowanie się au pair do środowiska, chcą pomóc jej poznać nowych przyjaciół, zapraszają ją na wszystkie święta rodzinne i te typowo amerykańskie, chcą też, aby podróżowała z nimi na wakacje. oczywiście poza tym wszystkim, chcą też aby była samodzielna i miała swoich przyjaciół, hobby.

jeśli mieszkaliby w NYC to pomyślałabym, że są zbyt idealni, by być prawdziwi.




czwartek, 21 lutego 2013

match trzytysiące sto jeden

właśnie obejrzałam świetny film "The Perks of Being a Wallflower". ach świetny film, który nastawia mnie bardzo optymistycznie co do teraźniejszości i może trochę do przyszłości.

 po czym dostałam bardzo miły mail od mojej chyba jedenastej future host mamy. mieszkają w Vermont (trochę kiepsko bo aż 5,5 h jazdy samochodem od najlepszego NYC wg. google map), mają jednego synka (1 rok) Johna i wydają się być przesympatyczni. nie mieli jeszcze au pair, a ja jestem ich pierwszym matchem.
host babcia jest Polką i ma dom w Nowym Sączu.

wydają się być świetni, mają dużo pasji, host tata jest pilotem, a host mama jest członkinią klubu literackiego. Na Halloween przebrali się za geishę, człowieka, który robi sushi, a John był sushi.
Poza tym Wayne (HT) prowadzi grupę młodzieżową w lokalnym kościele rzymsko-katolickim.

Na pierwszy rzut oka wydają się być bardzo pro., są kreatywni, zabawni, szaleni. oferują mi samochód, pokój z własną łazienką, jedyny minus to że tak daleko od NYC, ale lubią podróżować, także mam nadzieję, na to, że będę miała okazję dużo pozwiedzać poza tym Vermont też daje trochę możliwości, mają jedno dość spore jezioro i góry, anyway czekam na naszą rozmowę.
oddaję tę sprawę Mojemu Wiernemu Przyjacielowi

niedziela, 17 lutego 2013

video

dzień dobry,

dzisiaj próbowałam zliczyć ile matchów miałam już w sumie, ale niestety pogubiłam się trochę. w sumie nawet bardzo. nie tylko w liczeniu matchów ale w całej istocie pchania się na inny kontynent.

ostatnio trochę się ogarnęłam i postanowiłam dać Cultural Care kolejną szansę, nie tylko im, postanowiłam dać szansę Bogu, sobie, moim bliskim, ludziom, którym ja jestem bliska i ludziom, którzy są mi bliscy.
to hardcorowa sprawa, co nie?
bardzo.
w sumie ciężko podejmować taką decyzję na sucho, bez konkretnych ludzi, konkretnej rodziny. czuję, że jeśli napotkam tę odpowiednią to w jakiś irracjonalny sposób będę to wiedziała. tu ujawnia się moja kobieca strona, wszystko zrzucamy na intuicję i paranormalne odczucia, ale co najważniejsze to działa.


czas ferii daje dużo możliwości, można w końcu nadrobić zaległości w ulubionych serialach, zacząć ćwiczyć, przygotować maturę ustną z polskiego, przeczytać dobrą książkę, odnowić relację z bliskimi albo poszusować po stoku. ja natomiast postanowiłam wykorzystać go na zrobienie mojego au pair video. to bardzo ciężka sprawa, bo konkurencja (especially from Mexico) jest ostra, a w połączeniu z brakiem chęci i sił, kiepskiej jakości, wybrakowanym materiałem filmowym, daje niemały orzech do zgryzienia.
niespodziewanie Niebiosa natchnęły mnie do pracy i w ten oto sposób powstał mój film. podobno nie jest najgorszy, będzie ogólnodostępny na stronie mojej agencji, także postanowiłam ułatwić do niego dostęp nie tylko amerykańskim rodzinom ale również Wam, stąd unikatowy link na YouTube (jutjub) abyście mogli sami krytycznym okiem na niego spojrzeć, enjoy! :



wielkie dzięki dla rodziców, Basi Mal., mojej siostry i innych ludzi, którzy przyczynili się do powstania tego tworu. love you

wtorek, 5 lutego 2013

match IX

Zastanawiam się jaki jest rekord matchów w mojej agencji. NYC nie wypaliło, cóż to mnie zdemotywowało.

Dzisiaj trochę choruję, a warto byłoby się podleczyć przed studniówką, więc zostałam w domu. Na poczcie czekał na mnie kolejny match, tym razem z Martlon w stanie New Jersey. Host mama jest Polką, zajmuje się trójką blondwłosych dzieciaków, ma dwóch synów (4 i 2 latka) i uroczą córkę Juliannę (rok). Chcą użyczać mi swojego samochodu poza obowiązkami. Lubią plażę, filmy - super. To tylko 1h 34 min od NYC, a 20 min od Philadelhphi. Są Chrześcijanami, attend occasionally. Wydają się być całkiem mili i uroczy. Mogę zobaczyć kilka ich zdjęć, widać, że dzieciaki ogarnęły dom zupełnie, w tle zazwyczaj przeważa cała masa zabawek.

Wprawdzie to nie NYC, a dzieciaków jest trójka, kobieta jest Polką, także nie będzie aż takiej różnicy kulturowej, a szkoda. Nie wiem czy dzieci mówią po polsku, nie ma o tym wzmianki, więc prawdopodobnie nie. Nie mieli wcześniej au pair, co zazwyczaj odczytuje się jako minus, gdyż nie mają jeszcze wyrobionego stosunku do au pair, ani doświadczeń. Choć moim zdaniem to o niczym nie świadczy.
Wydają się być ufni, gdyż nie mają większych obiekcji co do moich późnych powrotów, ani zapraszania gości. Tak sobie dzisiaj pomyślałam, że byłoby AWESOME jakby ktoś z Polski mnie tam odwiedził, choć to raczej bardzo mało prawdopodobne.

Czekam na znak, czy to oni.

środa, 30 stycznia 2013

match VIII

co za dzień! dwie matury już za mną, rodzinka w komplecie, dzisiaj El clasico, poza tym dostałam maila od Łukasza o tym jak super i smacznie będą wyglądały moje ferie, takie leniwe popołudnie przed monitorem, aż tu nagle otwietam pocztę i... HYDŻY! "Culturale Care Host Family Match". Otwieram i pierwsza rzecz na którą patrzę... "They are the B**** Family living in New York, NY" ?! AAAA!!! 

Och. tak długo na to czekałam, ale wiedziałam, że ta chwila kiedyś nastąpi. Wyobrażacie sobie codziennie budzić się mieście z Breakfast at Tiffany's, jeść śniadanie tam gdzie Blair Waldorf, oglądać stare filmy jak Home Alone 2: Lost in New York, nucić sobie jak Fran Sinatra czy Alicia Keys! Och, to musi być mistyczne... Broadway, Manhattan, Brooklyn. 

Kim oni są? Czteroosobową rodziną. Host mama i  host tata osiem lat temu sprowadzili na świat bliźniaków - Briana i Benjamina. Potrzebują opieki rano podczas przygotowań do szkoły, popołudniu i wieczorem gdy z niej wracają. Chcą kogoś z zaawansowanym angielskim, by pomóc im przy zadaniach. Są Żydami, choć nie uczęszczają do świątyni regularnie. Godzina policyjna - północ. Są otwarci lecz nie tolerują jedzenia wieprzowiny ani palenia. Proponują mi pokój z własną łazienką i TV na niższym piętrze ich apartamentu na Upper East Side! Nie używam samochodu ani w trakcie obowiązków, ani poza nimi. Po co mi samochód, skoro jestem w centrum wszystkiego co super. Lubią oglądać amerykański futbol,  odwiedzać swój domek weekendowy, pływanie, plażę (!!), zajęcia na zewnątrz, a także podróżować. Rodzice robią to kilka razy w miesiącu. Ich aplikacja jest dość sucha. Są tylko konkretne fakty i nie mogę za dużo odczytać z nich o ich charakterze.Mają au pair, więc mogę ją podpytać co o nich sądzi. 
Oby się udało!



piątek, 25 stycznia 2013

match VI


Wczoraj pojawił się kolejny match, tym razem... z Bostonu! To tylko 4h jazdy samochodem od miejsca docelowego, najlepszego, ciacik (na podstawie danych wujka Google). Mają ładny domek na przedmieściach, host uncle ma domek na plaży w Cape Cod i lubią go odwiedzać :) mają dwóch ślicznych synów młodszy dwulatek i starszego o dwa lata blondynka. Znowu świetna sprawa, że tylko dwójka dzieci, nie mieszkają w głębi lądu, mają w miarę stały grafik i raczej wolne weekendy. Host rodzice lubią podróże (zwiedzili około 15 krajów, gdy przeciętny Amerykanin nigdy nie wyjechał z swego kraju), kolejny plus. Mogę używać samochodu w wolnym czasie - super.

Po takiej nawałnicy rodzin, wszystkie zlewają mi się w jedną całość, już się w nich pogubiłam. każda wydaje się mieć swój urok, ale od hostów z LA żadna nie wydaje mi się bardziej wyjątkowa od innych. dobrze, że jak do tej pory los podejmuje za mnie decyzje i ciągle wydaje mi się, że kolejny match to będzie TO. I to uczucie, że będę to wiedziała od pierwszej chwili (pewnie od chwili gdy przeczytam: 'They are from Manhattan, NY'). Spędzę cały rok z daną rodziną, chcę być pewna, że dobrze wybrałam i to będzie super rok, a ponieważ to to miasto fascynuje mnie najbardziej, nie mogę przestać pragnąć rodziny stamtąd.
Do zobaczenia po rozmowie z hostami, lub przy matchu VII.

wtorek, 22 stycznia 2013

match V

Moja agencja nie próżnuje. Dzisiaj o 1:54 naszego czasu Bostończycy znaleźli mi uroczą rodzinkę w...  Denver, CO! Tak, tak. To dość niefortunne położenie, dla miłośnika Wielkiego Jabłka.

Rodzice i dwójka uroczy chłopców (5 i 3 latka) oczekują nowego członka rodziny, który ma pojawić się w maju. Budują dom w Evergreen (to musi być jakaś znana miejscówka, skoro nawet ja ją kojarzę) Świetny wiek dzieciaków. W aplikacji rodzina nie pisze nic o zajmowaniu się domem. Oferują au pair samochód, którego może używać także w wolnym czasie - kolejny plus. Chcą aby dzieciaki spędzały kreatywnie czas, proponują zajęcia artystyczne, a gdy najmłodsze dziecko będzie miało 3 miesiące, chcą abym zajmowała się także nim. W razie gdyby potrzebowali opieki w wymiarze ponad 45h tygodniowo, mają sztab babysitterek.
W wolnym czasie lubią chodzić po górach, mają tam nawet swój domek, do którego zapraszają mnie na wakacje zimowe i letnie. Zimą - super. Narty, narty, narty.
Ale lato wyobrażam sobie tylko na plaży, blisko morza i oceanu. Nie widzę celu w szlajaniu się po górach, zwłaszcza rekreacyjnej partii tej imprezy. Wolę spacerować po stosunkowo płaskim terenie.

Anyway, czekam na rozmowę z nimi, która coś może wyjaśni. Nadal czekam na NYC, ale chcę dać szansę także tej rodzinie, zawsze mogę pojechać na swoje wakacje do Kalifornii. 


środa, 16 stycznia 2013

match IV

Host family kalejdoskop. Nie zdążyłam zauważyć, że moja ostatnia rodzina zniknęła z roomu, a już pojawiła się następna.

Niedawno rozmawiałam z kilkoma osobami o różnych rejonach US. Ja i moi znajomi stwierdziliśmy, że porażką była by Karolina Północna/Południowa, Oklahoma, Ohio Dakota i kilka innych miejsc, które kojarzą się z Republikanami, kiepskimi reality show i dziwactwami. Te miejsca odrzuciliśmy na podstawie stereotypów, naszych wyobrażeń nie popartych żadnymi twardymi dowodami. Oprócz wyżej wymienionych są jeszcze dwa miejsca, w których nie chciałabym się znaleźć: Detroit, Seattle. Pierwsze z nich to opustoszałe ruiny, gdzie więcej jest gangsterów niż prawych obywateli. Drugie natomiast jest szare, smutne, zimne i obfite w ćpunów. Te dwa miasta odrzuciliśmy na podstawie relacji ludzi, którzy w nich byli, faktów, zdjęć i statystyk.

Moja nowa rodzinka to mama, tata, córka i syn.
Mieszkają niedaleko SEATTLE. Są Polakami i nie wydaje mi się, żebyśmy mieli cokolwiek wspólnego. 
Brak wymiany kulturowej, brak ciepła, brak wszystkiego co miłe i z USA. Brak własnej łazienki.
Dobre strony to tylko dwójka dzieciaków (2 i 6 lat). Chcą dzielić się ze mną swoim samochodem. 
Jestem pewna, że to nie to. Oby następny match był lepszy.
Zabieram się do pisania do Warszawy, w sprawie innej rodziny.


hope there will be match V.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

match III

Całkiem świeży blog, jeszcze pachnie nowością. W związku z moim rokiem jako Au pair wciągnęłam Was, całą hordę znajomych w szczegóły dotyczące mojej wymarzonej podróży. Abyście wszyscy z pierwszej ręki mogli dowiedzieć się jak wyglądają moje poszukiwania idealnej rodziny, a później kolejne etapy przygotowań do mojej podróży, zakładam ten blog. 

Mój pierwszy match był z rodziną z wymarzonej przez większość Au Pair - Kalifornii. Rodzina zdecydowała, że "to nie to" jeszcze przed nasza rozmową. Jakiś czas później na mojej skrzynce mailowej pojawiła się wiadomość od Cultural Care, że mają dla mnie kolejną propozycję - młodą rodzinkę z Beverly Hills. Pojawili się na moim koncie w sylwestrowy wieczór. I trwali tam, aż do zeszłej soboty. Niestety nie dane było mi się z nimi spotkać. Dzisiaj CC "rozerwało" nasze konta a już kilka chwil później, mieli dla mnie kolejny match! Tym razem to rodzinka z Waszyngtonu. Host rodzice mają po 43 lata a ich mała gromadka dzieci: 9, 8, 6. Dziewczynka i dwoje prześlicznych chłopców. Zajrzałam na profil rodzinki i wiem już o nich dość sporo. Lubią restauracje, sport, a chłopcy uwielbiają szukać robali, a także ropuchy i leniwce. Mieli wcześniej 3 Au pair. Chcą aby ich kolejna dużo pomagała w sprzątaniu po dzieciach, przygotowywała pranie, robiła listę zakupów i przygotowywała śniadania. Są częścią kościoła episkopalnego, lecz nie uczęszczają do niego. Kontakt z au pair chcą opierać na szacunku i trosce. Po wcześniejszej rodzinie, która miała 2 letniego Petera i jedno maleństwo w drodze to duża zmiana. Wcześniej oswajałam się, że mój czas będzie pochłaniał mały brzdąc, a od dzisiaj mam wizję dni z gromadką ciekawskich uroczych dzieciaków.

Dzisiaj uświadomiłam sobie, że au pair to będzie ciężka praca. A jeszcze ciężej wybrać odpowiednią rodzinkę. Ta, mieszka tylko ok. 400 km od mojego wymarzonego NYC. Mają typowo amerykański dom. Nie jestem przekonana. Czekam na rozmowę.