Pokazywanie postów oznaczonych etykietą polski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą polski. Pokaż wszystkie posty

sobota, 23 kwietnia 2016

Co dobrego może przynieść odkładanie spraw na później?

Nie jesteś wystarczająco dobra. Czy to jest myśl, która pojawia się często w Twojej głowie? Ja nieraz jestem swoim najgorszym krytykiem. Patrzę na swoje życie i na to jak różni się od mojego planu na nie. Jak często popełniam błędy, czy to ma sens gdzie jestem dzisiaj, dlaczego przez tak długi czas nie umiałam napisać nic na swoim blogu?


Wiele tych sytuacji sprowokowanych było przez, nazwijmy to, mój błąd. Mój błąd, moją nieidealność, moją winę, przez mój grzech. Jest prawie wpół do drugiej a ja nie śpię bo przez cały dzień nie mogłam się zabrać za pisanie pracy. Ale w moim życiu, jest jeszcze Ktoś, kto naprawia ma nieporównywalny do niczego innego talent odwracania złych sytuacji, "kochającym Boga, to jest tym, którzy są powołani zgodnie z Jego planem, wszystko służy ku dobremu" /Rzymian 8:28/.


Zdaża mi się, że nowopoznani ludzie często dziwią się, że jestem chrześcijanką. Gdy ostanio o tym myślałam, to zmartwiło mnie to trochę, że nie jestem dość dobra, by wyróżnić się z tłumu. Mam przecież być światłością dla świata, a ja ciągle się potykam, dużo narzekam, jestem zbyt pasywna. Chciałabym tyle zrobić, a tak mało moich planów dochodzi do skutku.


Ja nie jestem idealna. Ja popełniam błędy. Czy Ty też tak o sobie myślisz? Czy Ty też widzisz swoje braki? Nie wiem co dzisiaj dzieje się w Twoim życiu, ale wiem, że na pewno nie jest Ci obcy smak porażki. Wiem, że na pewno wiesz co to znaczy się na kimś zawieść. Przeżyłeś w życiu smutek. Ktoś złamał Ci kiedyś serce. I są spore szanse, że znasz Justina Biebera.


W moim życiu, które z pozoru wydaje się jednym wielkim chaosem jest Ktoś kto nad tym wszystkim panuje. I to nie ja jestem tą osobą. I pewnie zastanawiasz się o co chodzi z tym Jusinem Bieberem w poprzednim akapicie. Pozwól, że wyjaśnię.


Dla mnie życie celebrytów jest dość obce. Nie czytam tabloidów ani pudelka. Ale znam postać Justina Biebera. I czy tego chce czy nie wiem, że wplątany był w kilka skandali. Dzisiaj by nie pisać pracy na uczelnie dałam się wciągnąć internetu i zanim się obejrzałam wylądowałam na instagramie JB. I gdy tak scrolluje przez jego zdjęcia natrafiłam na słowa:
"Zatrzymajcie się, i we Mnie uznajcie Boga"
Sporo osób w komentarzach zaczęło wyzywać Justina od heretyków i egoistów. Tak wielu osobom czytającym ten wpis był on na tyle obcy, że nie wiedzieli, że to nie słowa Biebera, lecz cytat z Księgii Psalmów.


Jak wspaniale działa Bóg, że nawet w miejscu, gdzie spodziewamy się zobaczyć tylko Jego przeciwieństwo, możemy zobaczyć cud, coś czego nie powinno tam być, coś wbrew logice, wbrew temu co wydaje się naturalną koleją rzeczy.  Dla Niego nic nie jest przeszkodą, nic nie jest od Niego silniejsze.


I ten wspaniały Bóg jest dzisiaj zainteresowany Tobą. On chce byś Ty był częścią Jego planu. Bo dla Boga nic nie jest przypadkiem, On zaplanował Ciebie i Twoje życie zanim stworzył świat. On chce byś dzisiaj przyszedł do Niego i poznał Go lepiej. Chce, żebyś zrobił to już dzisiaj. On chce Ciebie takiego jakim jesteś teraz. Nie chce pięknej, idealnej wersji Ciebie.


Czasami ja jestem Justinem Bieberem. Czasami po mnie ludzie nie spodziewają się dostrzec chrześcijanina i dlatego otwierają się, dlatego zbliżają się do mnie i mogę opowiedzieć im o Moim Najlepszym Przyjacielu. Gdybym była kimś innym, nigdy bym nie miałabym okazji podzielić się z nimi moją historią, pokazać im jak wiele znaczą dla mojego Taty.


Życie z Bogiem, nie jest nudne. Nie jest smutne. Nie jest ciężkie. Bo Bóg zawsze ma rozwiązanie, na problem, który przynosi życie. Jeszcze zanim ten problem się pojawi, to Bóg już wie jak wykorzystać tą sytuację by pokazać Ci coś wspaniałego, jeśli tylko Go o to poprosisz. Jeśli Mu zaufasz On zaskoczy Cię tym co dla Ciebie przygotował.


To dotyczy spraw trudnych i błahych. Tak jak dzisiaj, po całym dniu zmęczenia o pierwszej nad ranem Bóg przemówił do mnie. Ja jestem Bogiem. Zatrzymaj się. Nie martw się o to czy zdążysz napisać swoją pracę, czy dostaniesz dobrą pracę, czy wysyłasz CV do odpowiednich miejsc. Dzisiaj cały dzień starałaś się coś napisać, bez skutku, a gdy ja dałem Ci chwilę skupienia napisałaś połowę pracy. Gdy nie spodziewałaś się mnie, Ja do ciebie przemówiłem, bo Ja mam plan, w którym nie ma rzeczy bez znaczenia. Nic nie dzieje się przez przypadek.


Bóg ma też plan dla Ciebie. Zaproś Go do swojego życia a nigdy nie przestanie Cię zaskakiwać to jak bardzo jest prawdziwy i jak bardzo Cię kocha.

wtorek, 19 stycznia 2016

w pogoni za zmianą



w dzisiejszym świecie na co dzień widzimy zmiany. to co ubieraliśmy w zeszłym sezonie, w tym roku już nie jest popularne. najnowszy gadżet już nie wzbudza zachwytu wśród innych, bo coś nowszego, wspanialszego jest teraz na topie.

my jako ludzie też ciągle się zmieniamy. każdego ranka dostajemy nową szansę by być nową wersją siebie.  jedni wykorzystują daną im szansę by ćwiczyć, doskonalić swoje talenty, podjąć się nowych wyzwań. Inni nie przejęci całym zamieszaniem zaglebiają się bardziej w złych nawykach, popełniają coraz to więcej błedów, nie robią nic by coś polepszyć w swoim życiu, czy życiu ludzi w okół nich.

co cechuje tych odnoszących sukces, czym różnią się oni od reszty?
gdy zastanawiałam się nad tym dzisiaj doszłam do wniosku, że każda z tych osób zanim ruszyła do biegu, usiadła, zamknęła oczy i pomyślała: kim jestem? czego chcę? co mogę poprawić? jak być lepszym? gdzie leżą moje słabości i jak je pokonać?

Bill Gates nie zaczął pewnego dnia składać blaszek i przewodów by przypadkiem odkryć nowego iPhone'a. potrzebował on planu. nie mógłby nic osiągnąć bez chwili ciszy, w której zaplanował zmianę w swoim życiu, obrał przemyślany kierunek.

ja nie raz gubię się w biegu mojego życia: uczelnia, praca, sport, jedzenie, spanie... aż pewnego dnia uświadamiam sobie że nie rozmawiałam z najbliższymi od tygodnii, że nie wiem jak ma się moja przyjaciółka. ile rzeczy rozmazuje się gdy mkniemy przez świat w pośpiechu!

grupa ludzi postanowiła dla eksperymentu przebrać kilka osób za bezdomnych i ustawić ich na ścieżce, którą tego dnia będą szli ich bliscy. (link do video: https://youtu.be/Bel3vITdnGE )
żadna z osób biorących w eksperymencie nie zauważyła, że przeszła obok osób bezdomnych.
zastanów się. ile rzeczy i Tobie unia na co dzień.  czy rozpoznałabyś swojego wujka, gdyby siedział na chodniku w starym swetrze. czy Ty zauważyłbyś, że ta osoba proszaca o drobne, to Twój brat?

jeśli żyjemy w ciągłym biegu, czy naprawdę kontrolujemy w jakim kierunku biegniemy?


w ostatnią niedzielę w kościele modliliśmy się by Bóg rozszerzył nasze granice.
Bóg chce dać swoim ukochanym ludziom wszystko to co najlepsze, tak jak ziemski ojciec chce dobrze dla swych dzieci. lecz gdy prosimy Boga by pomógł nam wzrastać, by poszerzał nasze horyzonty, możliwości nie raz nie zauważamy szans, które Bóg już nam daje by rosnąć.

Biblia mówi o wielu obietnicach Bożych dla nas: mówi o życiu wiecznym (1 Jana 2,25), przebaczeniu (1 Jana 1,9), ratunku w potrzebie (Iz 49,25).

Biblia mówi też o tym, że będziemy dokonywać wspanialszych rzeczy niż Jezus:

Ręczę i zapewniam, kto wierzy we Mnie, będzie również dokonywał takich dzieł, jakich Ja dokonuję, i dokona większych niż te, gdyż Ja idę do Ojca.  I o cokolwiek poprosilibyście w moim imieniu, tego dokonam, aby Ojciec był uwielbiony w Synu —  jeśli o coś Mnie poprosicie w moim imieniu, spełnię to.

(Ewangelia Jana 14:12-14)


Zachęcona przez pastora w moim kościele postanowiłam podjąć się dwutygodniowego postu. zdecydowałam przestać oglądać seriale, co jest jednym z moich ulubionych sposobów marnowania czasu. Dzisiaj mija dopiero trzeci dzień a już widzę ile czasu na to poświęcałam, a ile o wiele bardziej wartościowych rzeczy mogłabym robić w tym czasie, na przykład spać.

Ten okres pozwala mi spędzić więcej czasu na refleksji nad sobą i tym w jakim kierunku dążę, jaka jest moja wiara, jak Bóg wspierał mnie w przeszłości i by zaplanować co dalej.

W księdze Jozuego 1:3 Bóg mówi, że każde miejsce na którym stanie twoja noga będzie twoje.
Aby Bóg mógł poszerzyć Twoje granicę musisz zdać sobie sprawę, że On robi to ciągle, każdego dnia daje Ci nowy teren. Czy wiesz, że masz do niego prawo?

Co to właściwie znaczy? Każde miejsce, w którym jestem jest moje?
Jeśli jesteś u siebie to znaczy, że zawsze jesteś w domu, że możesz czuć się bezpiecznie. Oznacza to też że masz dbać o ludzi w okół siebie, ich dobro nie zależnie od tego czy wydaje Ci się że nigdy już ich nie spotkasz, od tego czy myślisz, że będziesz miał jeszcze milion okazji by im pomóc. Oni są Twoim ludem, miejsce, w którym teraz się znajdujesz jest Twoje. Zaopiekuj się tym.
Czy gdy widzisz, że Twojemu domu zagraża ogień, czy nie dzwonisz po strażaków. Jeśli widzisz, że ktoś źle traktuje Twoją własność czy nie zwracasz im uwagi, by dany przedmiot mógł jeszcze długo Ci służyć?

Każde miejsce, na które zstąpi wasza noga, Ja wam daję, jak zapowiedziałem Mojżeszowi

zaopiekuj się swoim miejscem. bądź dobrym gospodarzem. troszcz się.

każdego dnia Bóg daje Ci nową szansę byś zmienił świat w okół siebie.



Nie jesteś stworzony by być małym. Rośnij! Rozwijaj się! Poszerzaj swoje granice! I aby to wszystko osiągnąć zatrzymaj się i sprawdź w jakim kierunku biegniesz.


czwartek, 31 grudnia 2015

patrząc wstecz

dzisiaj ostatni dzień 2015 roku. myśląc o tym co przyniosło mi te ostatnie dwanaście miesięcy aż sama się dziwię ile zmian nastało w moim życiu.

przeprowadziłam się trzy razy, za każdym razem do innego kraju i raz zmieniłam też kontynent, zmienili się moi domownicy i moje zajęcia.

Mój czas w USA był pełen "pierwszych": pierwszy rok życia Isabel, jej pierwsze słowa, uśmiechy, urodziny; pierwszy raz byłam świadkiem na ślubie, pierwszy raz uczestniczyłam w Amerykańskim weselu, spełniłam swoje marzenie o zobaczeniu Nowego Orleanu, pierwszy raz stąpałam po teksańskiej ziemi i pierwszy raz po latach spotkałam moją kuzynkę i jej rodzinę.

po Stanach byłam miesiąc w domu, byłam świadkiem kolejnego pięknego ślubu (już trzeciego, trzeci  tydzień z rzędu) i udało mi się spędzić czas z rodziną i przyjaciółmi

w końcu podjęłam też decyzję o studiach i wybrałam kierunek. I stąd kolejne pakowanie i przylot do Anglii, gdzie rozpoczęłam naukę na kierunku biznesu na University of Sunderland, poznałam samych świetnych ludzi i dostałam szansę na rozwój moich pasji


ten rok był przepełniony błogosławieństwami, były też smutne chwile, gdy pożegnałam moją drogą przyjaciółkę Lanę, która była dla mnie jedną wielką inspiracją, a także dwie cocie, za którymi tęsknię. To przypomina mi tylko o tym jak wielkim darem jest życie i że kolejny dzień nie jest nam obiecany, dlatego trzeba żyć teraźniejszością, szybko wybaczać i nie martwić się tym co nadejdzie.


Miłujcie Pana, wszyscy, co Go czcicie!
Pan zachowuje wiernych,
a odpłaca z nawiązką tym,
którzy wyniośle postępują.
Bądźcie mocni i mężnego serca,
wszyscy, którzy pokładacie ufność w Panu!

/Psalm 31:23-24/

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Dlaczego to wszystko?

sporo ludzi pyta mnie skąd biorę odwagę by tak podróżować
jak daję sobię radę już kolejny raz sama w obcym kraju?
czy się nie boję?


czym właściwie jest strach? co to znaczy bać się?
lęk to niepewność skutków, następstw czegoś, co może wiązać się z niebezpieczeństwem, bólem, krzywdą.


odpowiadając na powyższe pytanie: nie, już się nie boję. Kiedyś żyłam w ciągłym strachu. Kto coś sobie o mnie pomyśli? czy to nie jest zbyt ryzykowne? a co jeśli...? Cały czas miałam najczarniejszą wersję zdarzeń przed oczami. Nie chciałam spełniać swoich wielkich marzeń, ze strachu przed spełnianiem marzeń? Czy nie widzicie jak łatwo lęk przejmuje kontrole nad życiem?


Gdy byłam młodsza moje życie nie miało za wiele sensu. Codzienne życie nie dawało mi szczęścia, wręcz przeciwnie czułam się zdołowana monotonią, prostotą tego co w okół mnie. Co jakiś czas pojawiło się coś ekscytującego ale to rzadko. Czy to nie brzmi trochę znajomo?


I tak to się ciągnęło aż do liceum, gdzie poza weekendami byłam już na poziomie zombie, ciągle nauka, więcej nauki, kartkówki, sprawdziany, prezentacje, więcej prezentacji, poprawki. Ten wyścig szczurów wysysał ze mnie i moich kolegów i koleżanek całą życiową energię i snuliśmy się tak po korytarzach od zajęć do zajęć.


Aż do lata, gdy moja babcia zachorowała i musieliśmy z rodziną podzielić wakacje tak, by ciągle ktoś był z nią w domu. Ja bardzo niechętnie zgodziłam się zapisać na obóz językowy (miałam już wtedy osiemnaście lat, wolałam pojechać gdzieś ze znajomymi). Miała jechać ze mną siostra, ale w ostatniej chwili skręciła kostkę.


Na tym obozie poznałam ludzi pełnych pasji, radości, pokoju i takiej chęci do życia, do pomocy, do zmieniania świata. Każdy z nich miał niesamowitą historię jak zmieniło się ich życie. A to wszystko za sprawą Jezusa. Dla mnie Jezus zawsze był wyjątkową postacią ale nie było dla Niego wiele miejsca w moim życiu. Postanowiłam to zmienić i tak naprawdę zaufać Mu, stworzyć z Nim prawdziwą relację i tak naprawdę oddać mu swoje życie.

To była trudna decyzja, oznaczała, że muszę postawić Go ponad każdą inną osobą w moim życiu. Wybrać Jego, a nie moje marzenia, lenistwo, zachcianki. Lecz gdy to zrobiłam, gdy odważyłam się oddać Mu wszystko to co mam - moje serce, wtedy zrozumiałam, że On dla mnie już dużo wcześniej oddał wszystko.

Jezus, którego urodziny świetowaliśmy kilka dni temu, urodził się w kiepskich warunkach, przyszedł na ziemię, jako stuprocentowy Bóg i prawdziwy człowiek, zrezygnował z miejsca po prawicy Swego Ojca i przyszedł na ziemię. Nie interesowało Go, to co ludzie sobie cenią - władza, pieniądze, prestiż, sława. On wybrał sobie stajenkę jako miejsce narodzin. Przez swoje życie poznawał ludzi z różnych środowisk, przemawiał do tłumów, ale przede wszystkim spędzał czas z swoimi najbliższymi przyjaciółmi - apostołami. Nauczał zaledwie trzy lata po czym zabito go pośród złoczyńców. Trzy dni później zmarwtychwstał i obiecał, że każdy kto w Niego uwierzy i ustami wyzna Go jako swego Pana również nie umrze, ale tak jak On będzie miał życie wieczne. (List do Rzymian 10,9)


Strach jest stawianiem mojego lęku ponad Jezusem i wiarą, że On troszczy się o moje dobro (Jeremiasza 29,11). Bóg dał mi nowe życie, pełne podróży, wspaniałych momentów, nowych ludzi, ciekawych doświadczeń. On zmienił to co było szarą codziennością, w cenienie sobie małych błogosławieństw i osiąganie tego, co wcześniej było niemożliwe - podróże, które tak naprawdę wzmacniają moją wiarę w Jego, gdyż gdy jestem w nowym miejscu polegam tylko i wyłącznie na Jezusie, a On za każdym razem wypełnia moje życie dobrocią, miłością, daje mi pracę i możliwość rozwijania swoich pasji.



Ufam Jemu, dlatego się nie boję.
To nie znaczy, że już nie popełniam błędów, lecz że się podnoszę po każdej porażce z większą siłą i energią dążąc do jasnego celu.


P,S. Jeśli masz jakieś pytania co do mojej historii albo również chcesz odmienić swoje życie to napisz do mnie:
mirshaandcompany@gmail.com

środa, 25 czerwca 2014

Survive is not enough

Cześć!
Sporo wody upłynęło od ostatniej aktualizacji. Dzisiaj, a właściwie to już wczoraj chciałam podzielić się z Wami moimi przemyśleniami na temat lenistwa, Ameryki, błogosławieństw i pracy, ciężkiej pracy nad sobą.
Ostatnio wszystko wokół wydawało mi się beznadziejne i bez sensu. To miał być "najlepszy rok mojego życia", jak pisało na  broszurach, gdy pierwszy raz postanowiłam zostać au pair.  A przecież to jest zwykłe życie, praca, potem kolacja i może jakiś film, wyjście na balet, grupę hiszpańską, potem weekend, o nie znowu zapomniałam go zaplanować i w efekcie znowu nic ekscytującego. Te myśli przesuwały się w mojej głowie. Przecież miałam być szczęśliwa! Nikogo nie obchodzi co się ze mną dzieje, ludzie przecież nie lubią smutnych ludzi. Aż coś we mnie pękło i jeśli czujesz się tak jak ja,
to oto mój plan działania by zmienić mój świat w lepsze miejsce:
Tylko Ty możesz zmienić swój obecny stan.
Przestań obarczać innych odpowiedzialnością za Twoje szczęście!
Rano zanim jeszcze zjesz śniadanie otwórz Biblię. Pomów z Bogiem. On jest Twoją skałą, kotwicą dla Twej duszy. On nigdy Cię nie odrzuci gdy szukasz i pragniesz Go całym sercem. Czy nie nazywsz Go swoim najlepszym przyjacielem, a nawet nie chcesz niczego się o Nim dowiedzieć?
Potem przeżyj dzień. Jak?
Love like I'm not scared
Give when it's not fair
Live life for another
Take time for a brother
Fight for the weak ones
Speak out for freedom
Find faith in the battle
Stand tall but above it all
/For King and Country/
Każdego dnia przerwij na chwilę wszystko co robisz, po prostu przestań i zostaw wszystko i usiądź na łące, połóż się na kanapie czy wyjdź na spacer, weź głęboki wdech i skup się na tym błogim uczuciu oddychania i pomyśl o tym wszystkim co Cię otacza i bądź wdzięczna za to, co wydaje się być małe i oczywiste,  a Twoje życie naprawdę nie będzie już takie jak było.
Na koniec każdego dnia zrób listę co najmniej 5 błogosławieństw,  których dzisiaj doświadczyłaś i podziękuj za nie Bogu zanim zaśniesz.
Oto moja lista:
1. Talent kucharski Julie, który zaowocował pysznymi babeczkami z konfiturą
2. Taniec w deszczu z Johnem
3. Zaproszenie na miłą kolację od Chaunce i Tracy
4. Poznanie nowych ludzi, dyskusja o piłce nożnej w miłej atmosferze restauracji Skinny Pancake
5. Rozmowa z siostrą
6. Mózg, który jest wystarczająco pojemny, by jednego dnia rozmawiać w 3 różnych językach
7. Melissa, która jest urocza, modli się o mnie i dba, żebym poznała wszystkie najlepsze strony życia w Vermont!
No ale pewnie poza tym wszystkim powinnam jeszcze powiedzieć coś o tym co dzieje się w Ameryce. Do rzeczy zima po 6 miesiącach odpuściła i nadeszło gorące, wilgotne lato. Co jest kolejnym błogosławieństwem,  gdyż wreszcie można wyjść z domu i korzystać z pełni dobrodziejstw tego gdzie jestem, czyli po prostu plaża, skakanie z klifu,  pikniki nad jeziorem,  grille, ogniska i świetliki, których nie spotkałam przed przyjazdem do Nowego Jorku.
Poza tym rodzina się powiększyła o małą Isabel! Od miesiąca budzi ona rodziców co noc i jest bardzo urocza w ciągu dnia. Grzeczna, nie miewa kolek, nie lubi być sama ale poza tym to sama radość.
Poza tym wróciłam do czytania,  po dłuższej przerwie i zapoznaję się z klasykami literatury amerykańskiej zaczynając od Secret Life Of Bees i również trochę podczytuje Pretty Little Liars. No i postanowiłam pisać więcej na blogu, chociażby listę rzeczy,  za które jestem wdzięczna.
Pozdrawiam!

wtorek, 26 listopada 2013

Święto Dziękczynienia

Cześć!

Ten blog to odzwierciedlenie mojej systematyczności. Jeśli o czymś zapomnę i świat się nie wali to mogę mieć peność, że przypomnę sobię o tym za miesiac. Albo trzy.

Dzisiaj jest wtorek. Już pojutrze święto indyka. Dlatego muszę się zaczać dzielić z całym światem tym co dobrego przydarzyło mi się w tym roku.

 Żeby było zabawnie to pierwsza rzecz, która przyszła mi na myśl to wyróżnienie na świadectwie ukończenia liceum. Ten biało-czerwony pasek kosztował mnie mnóstwo energii, zdrowia i prezentacji w Power Poincie. Napracowałam się na to małe wyróżnienie i jestem wdzięczna Bogu za to, że uhonorował moje wysiłki, gdyż wiele lat charowałam w szkole, a nie co roku kończyłam z wystarczajaco dobra średnia.

Kolejna kwestia to wizy i wszystkie papierkowe oraz finansowe kwestie. Wszystko mi się udało. Wszystko. Nigdy nie zabrakło mi na chleb ani nawet na organiczny dżem. Nawet mam więcej niż potrzebuję, cieszę się, że mimo iż to moja pierwsza praca zarabiam wystarczajaco dużo by móc sie podzielić z innymi. I kocham to, że w ten prosty sposób mogę mieć pozytwny wpływ na życie drugiego człowieka.

Wszyscy świetni ludzie, którzy mnie otaczaja a także ci, którzy sa na innym kontynencie. Tam skarb twój gdzie serce twoje. Mój jest rozszypany po kilku kontynentach. Cieszę się, że żyję w XXI wieku i mogę zobaczyć rodzinę i przyjaciół kiedy tylko sa dostępni na Skype. Mogę bez przeszkód się z nimi kontaktować. Za to co czeka na mnie w Polsce ludzie, moje zwierzaki, mój pokój, rolada z kluskami. Wszystko co ślaskie i polskie co bardzo kocham. Za moich wrogów bo ucza mnie oni jak kochać nielubiac. (Wciaz nad tym pracuje)

Dziękuję za to co mam tutaj. Nowa rodzinę, nowych znajomych, nowy kościół, nowe możliwości. Za to, że na uczelni jestem 3h tygodniowo, ani minuty dłużej. Za to że do pracy mogę chodzić w piżamie.

Za wolność wyboru. Za to, że to ja wybieram kto jest moim Bogiem. Za to, że spośród tylu możliwości wybrałam Jezusa a nie pieniadze, władze, new ageowe podejscie ze to ja jestem bogiem (sory PFK). Za to, że On wybiera mnie. 

Za każdy dzień, poktórym mogę spoczać w bezpiecznym, suchym, miękkim łóżku. 


wtorek, 8 października 2013

Trzy miesiace!

Kochani,

Dzisiaj jest dziewiaty pazdziernika. Siodmego lipca moja stopa stanela na wykladzinie w rekawie na lotnisku JFK w Nowym Jorku. To wszystko oznacza, ze jestem tutaj juz ponad trzy miesiace.

W tym czasie udalo mi sie zwiedzic Mineapollis, Boston, Nowy Jork oraz mnostwo pelnych uroku zakatkow Vermontu. Bylam juz w Stowe, slynnym kurorcie narciarskim gdzie tej simy mam nadzieje odkryc tajniki sztuki slizgania sie ma desce. Jak to bywa przy lataniu wpadlam tez na chwile do Karoliny Polnocnej i New Jersey.

USA czyli miejsce gdzie wszystko moze sie zdarzyc. Jak na przyklad koncert Michaela Buble (baardzo utalentowany czlowiek i mile chwile w swietnym TD Garden), nauka hiszpanskiego po amerykansku, wyprawy do naprawde duuzych miast, Nowy Jork (miasto gdzie kazdy czegos szuka), przejazdzka luksusowym sportowym BMW...

Udalo mi sie poznac wiele nowych ludzi z roznych zakatkow swiata.

Boston to miasto najmilszych ludzi, moze to dlatego, ze ich ulice sa bardziej zawile niz przygody Charliego jednorozca. Mimo, ze soedzilam tam tylko 24h to udalo mi sie na wlasnej skorze poznac mentalnosc Bostonczykow, gdy zdezorientowana stalam na skrzyzowaniu z mapa w reku znajac cel mojej podrozy probujac ustalic, ktora droga mam sie tam dostac. Gdy nagle podeszla do mnie pewna kobieta i spytala gdzie chce pojsc. Pozniej tego samego dnia pomogl mi inny Bostonczyk, ktory biegl spozniony na spotkanie, ale znalazl chwile miedzy wdechem a wydechem by spytac mnie gdzie chce sie dostac.

Chcialabym jeszcze powiedziec o tym jak niesamowite jest mieszkanie w hostelu. Mnostwo mlodych ludzi i wszyscy sa jak gromada przyjaciol. Nic dziwnego gdyz mieszkalam na Friend Street. Duzo rozgadanych Europejczykow, spotkalam tez Australijke i ludzi z Wietnamu. Najlepiej jesli rozmawia sie do rana, bo lozka nie naleza do tych mieciutkich, cieplych, cichych miejsc z ktorych nie chce sie stawac nad ranem. Moze powinniscie sobie takie sprawic jesli macie problemy ze wstawaniem.



A teraz idzie jesien i czeka mnie caly ogrom amerykanskich swiat. Juz za chwile Halloween (mam juz kostium) a zaraz za nim Swieto Dziekczynienia. Probowalam juz ciasta z dyni i stekow. Zjadlam najbardziej ameryaknskiego hamburgera i hot doga na Times Square.


Co ciekawe po tym wszystkim mam ochote na wiecej. Planuje kolejne podroze, by sprobowac nowych rzeczy. A w miedzy czasie studiuje Biblie po angielsku, walcze z niechecia do francuskiego, ucze sie o Turcji, osluchuje sie z niemieckim. A jest jeszcze tyle rzeczy, ktorych chce sprobowac, nauczyc sie i poznac.


Przez te trzy miesiace tez poznalam jak bardzo cenie sobie Was moim Polscy Przyjaciele.
Teaknie za Wami i ciesze sie zawsze gdy widze Wasze usmiechniete twarze na zdjeciach na facebooku, czy gdy rozmawiamy na Skype. Nie bylo dnia kiedy nie pomyslalam o ktoryms z Was. Od trzech miesiecy wiem, ze juz zawsze bede za kim tesknic. Teraz mysle o Was ale za kilka miesiecy bedzie brakowac mi tego co mam teraz. Mimo wszystko pakujcie torby i wyruszajcie w swiat!

Jesli tylko masz chwile, to smialo do mnie pisz lub dzwon, mimo, ze czasami odpisuje z opoznieniem, to sprawia mi to ogromna radosc, ze o mnie pamietasz!







sobota, 7 września 2013

Zdaje 2/3 egzaminy na prawo jazdy

Cześć!

Ostatnie tylgnie były pełne wyzwań. Zaczęła się szkoła a w raz z nia parkowanie, zmiana klas i mnóstwo pytajników. Gdzie zaparkować? Jak się za to zabrać? Ile czasu potrzebuję na dojazd?
Moja rada dla wszystkich au pair. Nie liczcie na LCC. Zadzwońcie do au pairek, które sa na miejscu dłużej i wyoytajcie je o wszystko.

W USA parkingi wokół szkół wymagaja zezwolenia, a ponadto często sa płatne. O czym ja wcześniej  nie pomyślałam. Ze zmiana zajęć zazwyczaj nie ma problemu. Zwłaszcza na poczatku roku szkolnego. Warto próbować dostać się na zaawansowany stopień języka, ktory już znasz. Jako au pair nie potrzebujesz oceny końcowej z przedmiotu, więc zazwyczaj nauczyciele godza sie na to byś bez problemu uczestniczyła w ich zajęciach, mimo że nie uczyłaś się podstaw na ich uniwersytecie.

Moim kolejnym sukcesem było zdanie a erykańskiego egzaminu na prawo jazdy. Zdaje 2 na 3 egzaminy na prawo jazdy.  Nieudana próba miała miejsce w Polsce. To doświadczenie jest zupełnie inne niż polski egzamin.
Nie trzeba mieć 18 lat. wystarczy 16. Poza tym by ćwiczyć swoje umiejętności praktyczne wystarczy zdać egzamin teoretyczny i mieć starszych,  co najmniej 25 letnich i trzeźwych przyjaciół. A egzamin praktyczny jest dużo przyjemniejszy i krótszy. Egzaminator żartuje i gawedzi z Toba. Pan, który sprawdzał moje umiejętności bardzo lubi Polskę. Jego syn walczył w Afganistanie z polskimi żołnierzami i był pod wrażeniem ich lojalności i oddania.  Co nikogo nie dziwi.

Amerykanie zwariowali na pukncie żywności gluten-free. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu myśla, że gluten zabija, co nie przeszkadza im w jedzeniu konserwantów, żywności wielokrotnie przetworznej. Niektórzy producenci dodaja wiatmine D do mleka, by je uświetnić.

Co uwielbiam w Amerykanach to ich nastawienie. Mniej natzekaja, lubia spedzać czas z ludźmi, dlatego nie zdziwcie się, że świerzo poznani ludzie tak po prostu zapraszaja Was do swoich posiadłości. (Jeśli jesteś piękna niewiasta a mkiły Amerykanin proponuje herbatkę późnym wieczorem w jego mieszkaniu, mimo wszystko powinnaś doszukiwać się podtekstu)

Inna ciekawa kwestia sa mydła w płynie, które na Twoich dłoniach pojawiaja sie w formie piany. Uwielbiam je!

Uwielbiam też mój kościół. Jest bardzo aktywny. Dużo się w nim dzieje. Społeczność regularnie spotyka się, by wszyscy członkowie lepiej się poznali, a także organizuje akcje na rzecz innych ludzi. Jak choćby zbiórka artykułów szkolnych dla dzieci z biednych dzielnic.

Tym czasem przygotowuję się do mojej pierwszej samodzielnej wielkiej podróży na tym kontynencie - Boston i koncert Buble.

W mojej wielkiej podróży ciagle towarzyszy mi Bóg, który prowadzi mnie ta niesamowita ścierzka, uczac mnie by Mu ufać i powierzać każda kwestie. Poznaję wielu niesamowitych ludzi, którzy postanowili Mu ufać.

czwartek, 1 sierpnia 2013

W dzien goracego lata

Z "bardziej amerykanskich" kwestii chcialam podzielic sie z Wami moimi nowymi ulubiencami:

Od okolo pieciu dni jestem super fanem Michaela Buble. Jego jazzowe utwory sa po prostu ufizycznieniem mojego dzieciecego swiata. Ten klimat... Okej, ale to nie update o Michaelu. Dodalam jego bostonski koncert do mojej 'must to do' list.

Syrop klonowy. Mmmm! Zastanwiam sie jak przezylam bez niego tyle lat?! Ostatnimi czasy moglabym zywic sie tylko nim. Wyparlby nawet czekolade!
Mozna zjesc go na tysiac sposobow: sam, z cheerios i mlekiem, z francuskimi tostmi, z owsianka, dodac do napoju...

Creemees! Najlepsze oczywiscie te o smaku syropu klonowego! Creeemees to chyba najlepszy rodzaj lodow. Nie dziwie sie ze odseparowano je od "zwyklych lodow". Zasluguja na odrebna kategorie.

Lody o smaku karmelu z sola. Mmm! One sa jak Creemees, z tym, ze mozna dostac je w wiekszym opakowaniu.

Lody Ben & Jerry's.

Marshmallow

S'more czyli marshmallow z czekolada/karmelem/Reese's i herbatnikiem

Slone precle z maslem orzechowym albo oblane czekolada...

Brownies

Poludnie na tarasie, z ksiazka i ipadem.


W dzień goracego lata...

Bycie au pair dla rocznego chłopca jest pełne wyzwań. Może być przyjemne i zabawne, lecz też męczace i trudne. Muszę być zawsze czujna i wyczulona na wszelkie niebezpieczeństwa. Odpowiedzialność za życie młodego człowieka jest wielka, ale świadomość wpływu na kształtowanie się tej młodej istoty i pomaganie jej w odnalezieniu odpowiedniej drogii w świecie daje wielka radość.

Myślę, że moja praca jest świetna. Bycie z tym uroczym maluchem, który jest wyczulony na mój nastrój zmusza mnie do bycia radosna i wyrażania moich uczuć. To coś nad czym muszę popracować. Okazywanie swoich uczuć jest ryzykowne, ale czymże jest życie bez ryzyka?


 Zastanawiam się w którym momencie mojego życia zaczęłam wstydzić się okazywać moje uczucia. I dlaczego? Myślę, że nie jestem w tym sama. Wyjdź na ulicę i zobacz ile osób rano nałożyło kamienna twarz lub sztuczny uśmiech.


Dzisiaj, przy kolacji rozmawialiśmy o zwierzęcej naturze każdego z nas. Sporo osób już miało przypożadkowanego sobie zwierzaka, który w jakiś sposób oddaje ich mentalność, charakter.

 Gdy zaczęliśmy się zastanaiwać jakie zwierze charakteryzuje mnie zdziwiłam się gdy usłyszałam, że jestem pewna siebie, odwazna i spokojna. 
Tak postrzegaja mnie ludzie dzisiaj. Jak ja postrzegam sieie dzisiaj? Co zmieniło się we mnie w ostatnim czasie? 

Wydaje mi się, że bardzo szybko się zestarzałam. Choć wygladam młodziej niż kiedykolwiek. Jestem zupełnie inna soba. Spokojna? Racja. Lubię spokój. Lubię gdy coś się dzieje, ale nie chaos. Choć to nie oznacza, że lubię wszystko kontrolować. Za dużo mieć na głowie jest źle.

 Kiedy myślę o tej dziewczynie, która byłam kilka lat temu nie wydaje mi się abym była innym  czy obcym człowiekiem. Wydaję się sobie taka sama tylko wtedy nie pamiętałam o najlepszym rozwiazaniu wszystkich moich problemów, myślałam jak sama mogę je rozwiazać, jak sama mogę się zmieić. Nestety to kłamstwo. Nie mogę sama odmienić mojego życia czy losu. Tylko jedna Osoba może coś z tym zrobić. I wiecie o Kim mówię. Tak to Jezus. Wiem, że nie łatwo przechodzi to przez gardło za pierwszym razem. Te wszystkie konwenanse, strach przed sekta, życiem amisza...


Większość tej powyższej treści napisałam wczoraj. Wtedy było goraco. Wtedy tez szukalam swojej osobowosci, konkretnego kierunku w moim zyciu, ktory definiowalby mnie. 

Postawiono przede mna pytania, na które nie znajduje się odpowiedzi w jeden wieczór. Ale w dwa. Już dzisiaj wszystko się wyjaśniło. Czemu? Dzisiaj spotkałam grupę młodych osob, która przypomniała mi o tym, kim jestem. 

Jestem najszczęśliwszym człowiekiem. Jestem człowiekiem, który bładzi każdego dnia, ale ciagle odnajdywanym. Słabym, ale wielka siła jest po mojej stronie, walczy o mnie. To siła Bożej miłości. Mojego Ojca, któremu mogę  powierzyc cale moje zycie. Ktory chce sluchac o moich problemach i wskazac mi rozwiazanie. Ktory chce oddac za mnie zycie. 

Jest szalenczo zakochany we mnie. Moze to brzmiec dla Was jak szalenstwo, swietokradztwo. Dla mnie tak brzmi. Ale nie bojmy sie tego. Taka jest prawda. Czy to nie wspaniale? 

Sprawy staja sie coraz jasniejsze, ae wciaz szukam odpowiedniego zwierzecia, haha!




piątek, 19 lipca 2013

Burlington

Hello!

Wiem, że dużo dzieje się w moim życiu. Całe stronnice mogłabym zapisać faktami z ostatnich dni. Wszystko jest nowe: ludzie, otoczenie, jedzenie, picie, kultura, nawet moje łóżko, które było moim ulubionym i najbezpieczniejszym miejscem. Ale nowy kontynent nie oznacza pozostawienia swoich problemów i radości w innym kraju i nie mam na myśli Rosji.

Oczywiście z czasem wszystko się zmienia i w efekcie liczy się tylko to co zrobisz dzisiaj. Jeśli jesteś leniwy to stajesz się jeszcze bardziej leniwy, jeśli jesteś madry, to Twoja madrość przetrwa. Mam na myśli to, że każdy dzień ma znaczenie. Może okazać się tym ostatnim, a jeśli nie to tworzy przeszłość i kształtuje przyszła przyszłego Ciebie.

Staram się żyć pożytecznie. Każdy dzień lenistwa sprawia, że bycie pracowitym następnego dnia staje się trudniejsze. W chwili gdy życie zmienia się radykalnie warto zmienić też siebie, gdyż aklimatyzujac się do nowego miejsca, przyzwyczajasz się do nowej wersji siebie.

Tak i ja, chcę ulepszyć moje życie każdego dnia. Proszę wspierajcie mnie w tym. Możecie codziennie pytać mnie o wyniki mojej pracy nad soba.

Dzisiaj chciałam podzielić się z Wami moim pomysłem na poprawę mojego życia. Chcę przygotować słoik z imionami osób mi bliskich, moich przyjaciół, znajomych, osób, z którymi jestem w konflikcie. Nazwę go prayer box I każdego dnia będę modlić się za kogoś z tego zbioru.
Może Tobie też przydałby się taki słoik miłości?


Bycie au pair uczy mnie też planowania, cieszenia się z każdej chwili, uśmiechania się. Muszę wykorzystywać dawno zapomniana kreatywność, nauczyć się na nowo żyć bez pośpiechu i odpuszczenia sobie udziału w wyścigu szczurów, w którymi XXI wiek zapędza nas wszystkich wbrew naszej woli.


Jestem podekscytowana odkrywaniem tego niepopularnego stylu życia.


Niech Bóg Wam błogosławi!


sobota, 13 lipca 2013

Nowy Jork

Nowy Jork.

city that makes you feel like sleeping is useless.

mój ostatni pelny dzień w stanie Nowy Jork. Wiekszosc czasu spedzilam w szkole dla au pairek. Poznałam tu super dziewczyny, które sprawiły ze chwile tu plynely szybko i przyjemnie.

Moja nauczycielka, pani Noga, byla niesamowita. Jej klasa wygladala jak typowy pokoj uroczej babuni - pelno sztucznych kwiatkow, koszyczkow wiklinowych, zrobionych przez uczniow prac (uczniowie w wieku 18+) z podziekowaniami, szafa obklejona zdjeciami i mnostwo gadzetow: lalki, talk, ubranka, pampersy... Pani Joan idealnie pasowala do tej wizji - opowiadala mnostwo historii, pokazywala zdjecia swojego syna, wnokow.


W Nowym Jorku, a konkretnie na Manhattanie spedzilam 2 dni. I co moge powiedziec? Nowy Jork jest niesamowity. Zeby poczuc jak naprawde toczy sie zycie w tym miescie, trzeba zaplanowac sobie przynajmniej dwutygodniowy pobyt. Miasto jest ogromne. Times Square, Broadway, 5th Avenue, Plaza Hotel, Central Park, Empire Hotel, Empire State Building, Rockefeller Center...

Szczerze? Czulam sie tam jak w domu. Mysle ze moglabym tam zyc. Przynajmniej przez jakis czas. To miejsce ma w sobie wszystko - spokoj i relaks w Central Parku, najlepszy balet na Broadway'u, tancerzy na ulicach, ogromne sklepy, duzo swiatel, zero nudy.
Czulam sie tam tak swojsko, jak u siebie, ze nawet uliczni sprzedawcy nie zachecali mnie do kupienia ich wycieczek.


Od 1:30 jestem w Burlington. Moj pierwszy lot do Burlington byl o 11:20, lecz ten, ktorym mialam tu przyleciec mial miejsce o 15:59. Na lotnisku bylam na tyle wczesnie, ze moglam zdazyc na pierwszy lot, lecz w efekcie koncowym lecialam lotem, ktory mial opuscic NYC o 22:45. Pogoda sprawila, ze byl opozniony o ponad godzine. Takze JFK Airport znam juz jak wlasna kieszen.

Moja host rodzina jest super. Mimo opoznienia nie byli na mnie zli i czekali na mnie w srodku nocy na lotnisku. A konkretniej Julie i pani Basia, mama Julie. Wayne zostal w domu z dzieckiem, wiec poznalismy sie dzisiaj rano, przy sniadaniu. Zobaczylam juz miasto, jest tu bardzo ladnie. Smiejemy sie ze to takie male NYC, albo taki duzy Central Park. Haha!

Musze Wam powiedziec, ze Training School bylo super, ale nie moge porownac tego z moim nowym pokojem. Jest super! Wisza w nim zdjecia moich przyjaciol i rodziny - prezent od hostow.
A John tez jest wspanialy, nie bal sie gdy mialam go na rekach i zaczynamy sie coraz lepiej poznawac.

Musze isc sie rozpakowac, za godzine przychodza goscie, zeby mnie poznac. Bedziemy jesc lasagne. Milego dnia!

środa, 3 lipca 2013

Polska, Londyn, Nowy Jork..

Cześć!

Jacie.. Tyle się dzieje! Do wylotu zostały tylko CZTERY DNI! Nie, nie potrafię ogarnąć tego moim prostym umysłem. O czym świadczy to, jak zaplanowałam mój ostatni w tym roku tydzień w Polsce.

 W poniedziałek były urodziny mojej siostrze, więc to jej starałam się zadedykować ten czas, ze znajomymi zrobiliśmy jej małą niespodziankę i pod pretekstem zakupów, zabraliśmy ją na laserowy paintball.

We wtorek od rana pomagałam w remoncie kaplicy. Super czas, cieszę się, że mogę zrobić coś dla innych i dla moich ideałów, moich poglądów i przede wszystkim dla Boga. Popołudniu byli goście, także spędziłam czas z nimi, a wieczorem pierwsze pakowanie w wersji demo. Dobrze mieć przyjaciół, którzy ogarniają niektóre sprawy za mnie.

Dzisiaj środa, znowu remont. Było widać pierwsze efekty, gdyż malowanie ma w sobie tę radość, że wysiłki mają bezpośrednie odbicie w rzeczywistości. Po czym zakupy, zakupy... I dzisiaj kolejne pożegnania.

Dla wszystkich au pairek chciałam podzielić się, prezentem, który sama przygotowałam dla siebie. Kupiłam zeszyt i poprosiłam moich przyjaciół, aby napisali w nim coś dla mnie. Jeszcze tego nie czytałam, zrobię to gdy będę tęsknić za domem. Zostało mi jeszcze sporo pustych stron, do niedzieli uzbieram jeszcze sporo wpisów.

Kolejne dni wypchane po brzegi spotkaniami, zakupami, pakowaniem. Planowaniem czasu w Londynie, w Nowym Jorku. Dalej nie wybrałam co będę czytała w samolocie. Ale wzięłam się już za zwiedzanie. Dzisiaj kupiłam świetny przewodnik po Nowym Jorku.



Polecam. Przejrzałam go i jest bardzo dobrze napisany. Prace nad wyprawą po Manhattanie trwają, chyba muszę jeszcze kupić plan miasta, by to wszystko porządnie ogarnąć. Tyle miejsc związanych z Gossip Girl do zobaczenia. 

Co do Londynu... To ciężko było mi cokolwiek zaplanować, więc postanowiłam... spytać ludzi! A kto zna lepiej Londyn, niż Londyńczycy? Także na InterPalsach wysłałam kilka wiadomości i czekam na odpowiedzi. 

Na koniec naszła mnie taka konkluzja nad tym, jak niesamowity jest Bóg, który spełnia moje marzenia, ponieważ wierzyłam, że się spełnią. Wy też wierzcie, bo wiara czyni cuda. Ona może całkowicie odmienić Wasze życie. Tylko wierzcie, módlcie się i miejcie nadzieję, gdyż nadzieja nigdy nie zawodzi. 


wtorek, 25 czerwca 2013

12 days till NEW YORK!

Cześć!

Zostały niecałe dwa tygodnie. Do wylotu. Konkretniej dwanaście dni. Ciężko mi w to uwierzyć.

Już wszystko gotowe. Lekarz, dokumenty, prawo jazdy... Dużo załatwiania. Po tym doświadczeniu żaden urząd nie jest mi obcy. Dużo przeszkód pokonałam. Nawet wizę. Tyle zmagań za mną by ten dzień mógł nadejść. Bóg był moim przewodnikiem w tej zawiłej drodze przez biurokrację.

Co postanowiłam zrobić z pozostałymi mi dniami?
Szczerze to dużo lenistwa i przyjemności. Dużo spotkań z świetnymi ludźmi. Będzie spotkanie dla młodych ludzi w Agape, na które zapraszam Was serdecznie. Nie zabraknie kociołka, wyprawy w nieznane, pakowania, zakupów.

Co potem? Ach na szczęście już wiem! Potem lot do Londynu, gdzie może uda mi się co nie co zwiedzić i zobaczyć. A po Londynie... Spełnienie moich marzeń - Nowy Jork!
Mam bardzo dużo suerte gdyż w NYC będę mogła spędzić aż dwa dni, a nie planowany jeden! To niesamowite! Mało tego mam już jedną koleżankę, która tam mieszka i może uda mi się zobaczyć parę niesamowitych miejsc! Domi i Nina jesteście mile widziane, jeśli chcecie dołączyć!

W piątek lecę do Vermont. A tu kolejne niespodziewane dodatkowe/obowiązkowe koszty. Trzeba będzie zapłacić za bagaż. Także muszę uważać, by zaoszczędzić parę dolarów na przewóz mojej walizki. Może zrujnuję się na telefon do przewoźnika by się upewnić o jakich sumach mowa...

A co w Vermont? Mam tam już nowego agenta.. Haha! Moja znajoma Niemka, też au pair, już tam jest. Jest bardzo zajęta, więc nie wypytałam jeszcze o wiele jej wrażeń, ale mam nadzieję, że jest szczęśliwa i podoba się jej Burlington!

Hasta pronto!

poniedziałek, 17 czerwca 2013

adios Tenerife

hola!

dzisiaj jest poniedziałek. trzy tygodnie do wylotu. ?
dzisiaj wysłałam (jak to często ze mną bywa pod presją nieubłaganie zbliżającego się deadline'u) wszystko co było niezbędne CC. ubezpieczenie zapłacone. mogę żyć spokojnie, w razie czego powinnam zostać uleczona.

trzy tygodnie to czas aby zacząć myśleć o pakowaniu. niektórzy kupili już śliczne walizki, ja mam nadzieję, że uda mi się użyć którejś z mojego dotychczasowego zbioru. nie mam pojęcia jakie ma mieć wymiary. ani ile może ważyć. to ma związek z brakiem biletu. wciąż nie wiem kto będzie moim przewoźnikiem.

pakowanie będzie kolejnym wielkim wyzwaniem. już powoli opracowuję listę. bardzo powoli. jestem zaganiana całymi dniami, gdyż chcę wywieźć z naszego pięknego wiślanego kraju jakieś miłe wspomnienia z ostatnich dni, nie tylko ładne ubrania :) d
dlatego poświęcam dnie na spędzenie ich z bliskimi, by jeszcze się sobą nacieszyć i namówić ich do zarejestrowania się na Skypie!

mam też wieści zza oceanu! tam też przygotowania idą pełną parą!
John potrafi już powiedzieć moje imię! to niesamowite :)
poza tym moja host family przygotowuje mój pokój i zajmuje się samochodem. a w międzyczasie umawiamy się na Skype i dużo rozmawiamy.
w tym tygodniu przyjdzie czas na zapoznanie się babć. to będzie ich pierwsza rozmowa na Skype! łuhu!

w moim życiu dzieje się bardzo bardzo dużo dobrych rzeczy. sama pogoda jest niezbitym dowodem. kocham wakacje! nagle okazuje się, że w ciągu dnia można zrobić tyle świetnych rzeczy, gdy nie siedzi się w szkole. na przykład można zwiedzić Teneryfę! to pięękne miejsce! słońce, ocean, plaża...
regeneruję siły przed Amerykańskim wyzwaniem.

a tym czasem mam do Was pytanie:

co Wy napisalibyście na liście 'must to do in US'?