czwartek, 1 sierpnia 2013

W dzien goracego lata

Z "bardziej amerykanskich" kwestii chcialam podzielic sie z Wami moimi nowymi ulubiencami:

Od okolo pieciu dni jestem super fanem Michaela Buble. Jego jazzowe utwory sa po prostu ufizycznieniem mojego dzieciecego swiata. Ten klimat... Okej, ale to nie update o Michaelu. Dodalam jego bostonski koncert do mojej 'must to do' list.

Syrop klonowy. Mmmm! Zastanwiam sie jak przezylam bez niego tyle lat?! Ostatnimi czasy moglabym zywic sie tylko nim. Wyparlby nawet czekolade!
Mozna zjesc go na tysiac sposobow: sam, z cheerios i mlekiem, z francuskimi tostmi, z owsianka, dodac do napoju...

Creemees! Najlepsze oczywiscie te o smaku syropu klonowego! Creeemees to chyba najlepszy rodzaj lodow. Nie dziwie sie ze odseparowano je od "zwyklych lodow". Zasluguja na odrebna kategorie.

Lody o smaku karmelu z sola. Mmm! One sa jak Creemees, z tym, ze mozna dostac je w wiekszym opakowaniu.

Lody Ben & Jerry's.

Marshmallow

S'more czyli marshmallow z czekolada/karmelem/Reese's i herbatnikiem

Slone precle z maslem orzechowym albo oblane czekolada...

Brownies

Poludnie na tarasie, z ksiazka i ipadem.


W dzień goracego lata...

Bycie au pair dla rocznego chłopca jest pełne wyzwań. Może być przyjemne i zabawne, lecz też męczace i trudne. Muszę być zawsze czujna i wyczulona na wszelkie niebezpieczeństwa. Odpowiedzialność za życie młodego człowieka jest wielka, ale świadomość wpływu na kształtowanie się tej młodej istoty i pomaganie jej w odnalezieniu odpowiedniej drogii w świecie daje wielka radość.

Myślę, że moja praca jest świetna. Bycie z tym uroczym maluchem, który jest wyczulony na mój nastrój zmusza mnie do bycia radosna i wyrażania moich uczuć. To coś nad czym muszę popracować. Okazywanie swoich uczuć jest ryzykowne, ale czymże jest życie bez ryzyka?


 Zastanawiam się w którym momencie mojego życia zaczęłam wstydzić się okazywać moje uczucia. I dlaczego? Myślę, że nie jestem w tym sama. Wyjdź na ulicę i zobacz ile osób rano nałożyło kamienna twarz lub sztuczny uśmiech.


Dzisiaj, przy kolacji rozmawialiśmy o zwierzęcej naturze każdego z nas. Sporo osób już miało przypożadkowanego sobie zwierzaka, który w jakiś sposób oddaje ich mentalność, charakter.

 Gdy zaczęliśmy się zastanaiwać jakie zwierze charakteryzuje mnie zdziwiłam się gdy usłyszałam, że jestem pewna siebie, odwazna i spokojna. 
Tak postrzegaja mnie ludzie dzisiaj. Jak ja postrzegam sieie dzisiaj? Co zmieniło się we mnie w ostatnim czasie? 

Wydaje mi się, że bardzo szybko się zestarzałam. Choć wygladam młodziej niż kiedykolwiek. Jestem zupełnie inna soba. Spokojna? Racja. Lubię spokój. Lubię gdy coś się dzieje, ale nie chaos. Choć to nie oznacza, że lubię wszystko kontrolować. Za dużo mieć na głowie jest źle.

 Kiedy myślę o tej dziewczynie, która byłam kilka lat temu nie wydaje mi się abym była innym  czy obcym człowiekiem. Wydaję się sobie taka sama tylko wtedy nie pamiętałam o najlepszym rozwiazaniu wszystkich moich problemów, myślałam jak sama mogę je rozwiazać, jak sama mogę się zmieić. Nestety to kłamstwo. Nie mogę sama odmienić mojego życia czy losu. Tylko jedna Osoba może coś z tym zrobić. I wiecie o Kim mówię. Tak to Jezus. Wiem, że nie łatwo przechodzi to przez gardło za pierwszym razem. Te wszystkie konwenanse, strach przed sekta, życiem amisza...


Większość tej powyższej treści napisałam wczoraj. Wtedy było goraco. Wtedy tez szukalam swojej osobowosci, konkretnego kierunku w moim zyciu, ktory definiowalby mnie. 

Postawiono przede mna pytania, na które nie znajduje się odpowiedzi w jeden wieczór. Ale w dwa. Już dzisiaj wszystko się wyjaśniło. Czemu? Dzisiaj spotkałam grupę młodych osob, która przypomniała mi o tym, kim jestem. 

Jestem najszczęśliwszym człowiekiem. Jestem człowiekiem, który bładzi każdego dnia, ale ciagle odnajdywanym. Słabym, ale wielka siła jest po mojej stronie, walczy o mnie. To siła Bożej miłości. Mojego Ojca, któremu mogę  powierzyc cale moje zycie. Ktory chce sluchac o moich problemach i wskazac mi rozwiazanie. Ktory chce oddac za mnie zycie. 

Jest szalenczo zakochany we mnie. Moze to brzmiec dla Was jak szalenstwo, swietokradztwo. Dla mnie tak brzmi. Ale nie bojmy sie tego. Taka jest prawda. Czy to nie wspaniale? 

Sprawy staja sie coraz jasniejsze, ae wciaz szukam odpowiedniego zwierzecia, haha!




piątek, 19 lipca 2013

Burlington

Hello!

Wiem, że dużo dzieje się w moim życiu. Całe stronnice mogłabym zapisać faktami z ostatnich dni. Wszystko jest nowe: ludzie, otoczenie, jedzenie, picie, kultura, nawet moje łóżko, które było moim ulubionym i najbezpieczniejszym miejscem. Ale nowy kontynent nie oznacza pozostawienia swoich problemów i radości w innym kraju i nie mam na myśli Rosji.

Oczywiście z czasem wszystko się zmienia i w efekcie liczy się tylko to co zrobisz dzisiaj. Jeśli jesteś leniwy to stajesz się jeszcze bardziej leniwy, jeśli jesteś madry, to Twoja madrość przetrwa. Mam na myśli to, że każdy dzień ma znaczenie. Może okazać się tym ostatnim, a jeśli nie to tworzy przeszłość i kształtuje przyszła przyszłego Ciebie.

Staram się żyć pożytecznie. Każdy dzień lenistwa sprawia, że bycie pracowitym następnego dnia staje się trudniejsze. W chwili gdy życie zmienia się radykalnie warto zmienić też siebie, gdyż aklimatyzujac się do nowego miejsca, przyzwyczajasz się do nowej wersji siebie.

Tak i ja, chcę ulepszyć moje życie każdego dnia. Proszę wspierajcie mnie w tym. Możecie codziennie pytać mnie o wyniki mojej pracy nad soba.

Dzisiaj chciałam podzielić się z Wami moim pomysłem na poprawę mojego życia. Chcę przygotować słoik z imionami osób mi bliskich, moich przyjaciół, znajomych, osób, z którymi jestem w konflikcie. Nazwę go prayer box I każdego dnia będę modlić się za kogoś z tego zbioru.
Może Tobie też przydałby się taki słoik miłości?


Bycie au pair uczy mnie też planowania, cieszenia się z każdej chwili, uśmiechania się. Muszę wykorzystywać dawno zapomniana kreatywność, nauczyć się na nowo żyć bez pośpiechu i odpuszczenia sobie udziału w wyścigu szczurów, w którymi XXI wiek zapędza nas wszystkich wbrew naszej woli.


Jestem podekscytowana odkrywaniem tego niepopularnego stylu życia.


Niech Bóg Wam błogosławi!


sobota, 13 lipca 2013

Nowy Jork

Nowy Jork.

city that makes you feel like sleeping is useless.

mój ostatni pelny dzień w stanie Nowy Jork. Wiekszosc czasu spedzilam w szkole dla au pairek. Poznałam tu super dziewczyny, które sprawiły ze chwile tu plynely szybko i przyjemnie.

Moja nauczycielka, pani Noga, byla niesamowita. Jej klasa wygladala jak typowy pokoj uroczej babuni - pelno sztucznych kwiatkow, koszyczkow wiklinowych, zrobionych przez uczniow prac (uczniowie w wieku 18+) z podziekowaniami, szafa obklejona zdjeciami i mnostwo gadzetow: lalki, talk, ubranka, pampersy... Pani Joan idealnie pasowala do tej wizji - opowiadala mnostwo historii, pokazywala zdjecia swojego syna, wnokow.


W Nowym Jorku, a konkretnie na Manhattanie spedzilam 2 dni. I co moge powiedziec? Nowy Jork jest niesamowity. Zeby poczuc jak naprawde toczy sie zycie w tym miescie, trzeba zaplanowac sobie przynajmniej dwutygodniowy pobyt. Miasto jest ogromne. Times Square, Broadway, 5th Avenue, Plaza Hotel, Central Park, Empire Hotel, Empire State Building, Rockefeller Center...

Szczerze? Czulam sie tam jak w domu. Mysle ze moglabym tam zyc. Przynajmniej przez jakis czas. To miejsce ma w sobie wszystko - spokoj i relaks w Central Parku, najlepszy balet na Broadway'u, tancerzy na ulicach, ogromne sklepy, duzo swiatel, zero nudy.
Czulam sie tam tak swojsko, jak u siebie, ze nawet uliczni sprzedawcy nie zachecali mnie do kupienia ich wycieczek.


Od 1:30 jestem w Burlington. Moj pierwszy lot do Burlington byl o 11:20, lecz ten, ktorym mialam tu przyleciec mial miejsce o 15:59. Na lotnisku bylam na tyle wczesnie, ze moglam zdazyc na pierwszy lot, lecz w efekcie koncowym lecialam lotem, ktory mial opuscic NYC o 22:45. Pogoda sprawila, ze byl opozniony o ponad godzine. Takze JFK Airport znam juz jak wlasna kieszen.

Moja host rodzina jest super. Mimo opoznienia nie byli na mnie zli i czekali na mnie w srodku nocy na lotnisku. A konkretniej Julie i pani Basia, mama Julie. Wayne zostal w domu z dzieckiem, wiec poznalismy sie dzisiaj rano, przy sniadaniu. Zobaczylam juz miasto, jest tu bardzo ladnie. Smiejemy sie ze to takie male NYC, albo taki duzy Central Park. Haha!

Musze Wam powiedziec, ze Training School bylo super, ale nie moge porownac tego z moim nowym pokojem. Jest super! Wisza w nim zdjecia moich przyjaciol i rodziny - prezent od hostow.
A John tez jest wspanialy, nie bal sie gdy mialam go na rekach i zaczynamy sie coraz lepiej poznawac.

Musze isc sie rozpakowac, za godzine przychodza goscie, zeby mnie poznac. Bedziemy jesc lasagne. Milego dnia!

środa, 3 lipca 2013

Polska, Londyn, Nowy Jork..

Cześć!

Jacie.. Tyle się dzieje! Do wylotu zostały tylko CZTERY DNI! Nie, nie potrafię ogarnąć tego moim prostym umysłem. O czym świadczy to, jak zaplanowałam mój ostatni w tym roku tydzień w Polsce.

 W poniedziałek były urodziny mojej siostrze, więc to jej starałam się zadedykować ten czas, ze znajomymi zrobiliśmy jej małą niespodziankę i pod pretekstem zakupów, zabraliśmy ją na laserowy paintball.

We wtorek od rana pomagałam w remoncie kaplicy. Super czas, cieszę się, że mogę zrobić coś dla innych i dla moich ideałów, moich poglądów i przede wszystkim dla Boga. Popołudniu byli goście, także spędziłam czas z nimi, a wieczorem pierwsze pakowanie w wersji demo. Dobrze mieć przyjaciół, którzy ogarniają niektóre sprawy za mnie.

Dzisiaj środa, znowu remont. Było widać pierwsze efekty, gdyż malowanie ma w sobie tę radość, że wysiłki mają bezpośrednie odbicie w rzeczywistości. Po czym zakupy, zakupy... I dzisiaj kolejne pożegnania.

Dla wszystkich au pairek chciałam podzielić się, prezentem, który sama przygotowałam dla siebie. Kupiłam zeszyt i poprosiłam moich przyjaciół, aby napisali w nim coś dla mnie. Jeszcze tego nie czytałam, zrobię to gdy będę tęsknić za domem. Zostało mi jeszcze sporo pustych stron, do niedzieli uzbieram jeszcze sporo wpisów.

Kolejne dni wypchane po brzegi spotkaniami, zakupami, pakowaniem. Planowaniem czasu w Londynie, w Nowym Jorku. Dalej nie wybrałam co będę czytała w samolocie. Ale wzięłam się już za zwiedzanie. Dzisiaj kupiłam świetny przewodnik po Nowym Jorku.



Polecam. Przejrzałam go i jest bardzo dobrze napisany. Prace nad wyprawą po Manhattanie trwają, chyba muszę jeszcze kupić plan miasta, by to wszystko porządnie ogarnąć. Tyle miejsc związanych z Gossip Girl do zobaczenia. 

Co do Londynu... To ciężko było mi cokolwiek zaplanować, więc postanowiłam... spytać ludzi! A kto zna lepiej Londyn, niż Londyńczycy? Także na InterPalsach wysłałam kilka wiadomości i czekam na odpowiedzi. 

Na koniec naszła mnie taka konkluzja nad tym, jak niesamowity jest Bóg, który spełnia moje marzenia, ponieważ wierzyłam, że się spełnią. Wy też wierzcie, bo wiara czyni cuda. Ona może całkowicie odmienić Wasze życie. Tylko wierzcie, módlcie się i miejcie nadzieję, gdyż nadzieja nigdy nie zawodzi. 


wtorek, 25 czerwca 2013

12 days till NEW YORK!

Cześć!

Zostały niecałe dwa tygodnie. Do wylotu. Konkretniej dwanaście dni. Ciężko mi w to uwierzyć.

Już wszystko gotowe. Lekarz, dokumenty, prawo jazdy... Dużo załatwiania. Po tym doświadczeniu żaden urząd nie jest mi obcy. Dużo przeszkód pokonałam. Nawet wizę. Tyle zmagań za mną by ten dzień mógł nadejść. Bóg był moim przewodnikiem w tej zawiłej drodze przez biurokrację.

Co postanowiłam zrobić z pozostałymi mi dniami?
Szczerze to dużo lenistwa i przyjemności. Dużo spotkań z świetnymi ludźmi. Będzie spotkanie dla młodych ludzi w Agape, na które zapraszam Was serdecznie. Nie zabraknie kociołka, wyprawy w nieznane, pakowania, zakupów.

Co potem? Ach na szczęście już wiem! Potem lot do Londynu, gdzie może uda mi się co nie co zwiedzić i zobaczyć. A po Londynie... Spełnienie moich marzeń - Nowy Jork!
Mam bardzo dużo suerte gdyż w NYC będę mogła spędzić aż dwa dni, a nie planowany jeden! To niesamowite! Mało tego mam już jedną koleżankę, która tam mieszka i może uda mi się zobaczyć parę niesamowitych miejsc! Domi i Nina jesteście mile widziane, jeśli chcecie dołączyć!

W piątek lecę do Vermont. A tu kolejne niespodziewane dodatkowe/obowiązkowe koszty. Trzeba będzie zapłacić za bagaż. Także muszę uważać, by zaoszczędzić parę dolarów na przewóz mojej walizki. Może zrujnuję się na telefon do przewoźnika by się upewnić o jakich sumach mowa...

A co w Vermont? Mam tam już nowego agenta.. Haha! Moja znajoma Niemka, też au pair, już tam jest. Jest bardzo zajęta, więc nie wypytałam jeszcze o wiele jej wrażeń, ale mam nadzieję, że jest szczęśliwa i podoba się jej Burlington!

Hasta pronto!

poniedziałek, 17 czerwca 2013

adios Tenerife

hola!

dzisiaj jest poniedziałek. trzy tygodnie do wylotu. ?
dzisiaj wysłałam (jak to często ze mną bywa pod presją nieubłaganie zbliżającego się deadline'u) wszystko co było niezbędne CC. ubezpieczenie zapłacone. mogę żyć spokojnie, w razie czego powinnam zostać uleczona.

trzy tygodnie to czas aby zacząć myśleć o pakowaniu. niektórzy kupili już śliczne walizki, ja mam nadzieję, że uda mi się użyć którejś z mojego dotychczasowego zbioru. nie mam pojęcia jakie ma mieć wymiary. ani ile może ważyć. to ma związek z brakiem biletu. wciąż nie wiem kto będzie moim przewoźnikiem.

pakowanie będzie kolejnym wielkim wyzwaniem. już powoli opracowuję listę. bardzo powoli. jestem zaganiana całymi dniami, gdyż chcę wywieźć z naszego pięknego wiślanego kraju jakieś miłe wspomnienia z ostatnich dni, nie tylko ładne ubrania :) d
dlatego poświęcam dnie na spędzenie ich z bliskimi, by jeszcze się sobą nacieszyć i namówić ich do zarejestrowania się na Skypie!

mam też wieści zza oceanu! tam też przygotowania idą pełną parą!
John potrafi już powiedzieć moje imię! to niesamowite :)
poza tym moja host family przygotowuje mój pokój i zajmuje się samochodem. a w międzyczasie umawiamy się na Skype i dużo rozmawiamy.
w tym tygodniu przyjdzie czas na zapoznanie się babć. to będzie ich pierwsza rozmowa na Skype! łuhu!

w moim życiu dzieje się bardzo bardzo dużo dobrych rzeczy. sama pogoda jest niezbitym dowodem. kocham wakacje! nagle okazuje się, że w ciągu dnia można zrobić tyle świetnych rzeczy, gdy nie siedzi się w szkole. na przykład można zwiedzić Teneryfę! to pięękne miejsce! słońce, ocean, plaża...
regeneruję siły przed Amerykańskim wyzwaniem.

a tym czasem mam do Was pytanie:

co Wy napisalibyście na liście 'must to do in US'?

wtorek, 4 czerwca 2013

chwila relaksu przed wielkim dniem

buenos dias mis amigos

que tal?

już prawie czas wylotu do USA a ja aby odreagować stres związany ze:
szkołą/maturą/życiem/opuszczeniem rodziny/znalezieniem się w kompletnie obcym kraju/zrobieniem pierwszego wrażenia/odpowiedzialnością za młodego człowieka/inne
postanowiłam wybrać się z moją amiga mejor, muy bonita y super polecieć na wakacje!

łuhuuu!

a tym czasem sprawa z zaświadczeniem lekarskim została zamrożona. chciałam to dzisiaj załatwić, lecz nie było odpowiedniego lekarza, który bada mnie od lat, więc zostawiłam papiery w ośrodku modląc się by zajęli się ich wypełnianiem w czasie, gdy ja będę leżała na plaży.

ostatnio poznaję samych świetnych ludzi i spędzam miłe chwile z moimi przyjaciółmi! cudowny czas.
dziękuję Ci Boże za to! pobłogosław też czas spędzony na Teneryfie.

hasta luego mis amigos.  echo de menos a vosotros!