środa, 24 kwietnia 2013

spotkanie wizowe

cześć.

cóż za poranek.

dzisiaj byłam w Krakowie, na spotkaniu wizowym. ale szaleństwo!
bardzo dużo ludzi, tak dużo że pierwsze spotkanie z przedstawicielami Konsulatu miało miejsce na ulicy.
półtorej godziny czekania, aż w końcu weszłam do środka. oczywiście wcześniej musiałam jeszcze zrobić nową fotkę do wizy, gdyż moja nie spełniała wszystkich norm.

w środku barierki jak na lotnisku. sprawdzają co ze sobą wnosisz.
(broń i urządzenia elektroniczne należy pozostawić na zewnątrz)
potem odciski palców i w końcu rozmowa, która trwała zaledwie dwie minuty.

bardzo miła pani zadała mi kilka pytań o hostów, o rodzinę. pytała gdzie jadę, zerknęła na moje referencje i upewniła się, że nie chcę wyemigrować na stałe. po czym powiedziała, że wszystko w porządku i czeka mnie kolejna podróż do Katowic, by odebrać paszport.

dzisiejszy poranek to był wielki test, czy USA jest mi pisane i dostałam ogromny drogowskaz z nieba.
myślę, że od tej pory wszystko będzie już dobrze.
teraz muszę zająć się jeszcze niekaralnością i wizytą u mojego lekarza.


piątek, 19 kwietnia 2013

Nina

cześć oto druga notka tego pięknego dnia

och. Ktoś w niebie bardzo mnie kocha, bo dzisiaj gdy już przechodziłam załamanie nerwowe z powodu spotkania wizowego i tak bardzo, bardzo chciałam to już załatwić na mojej drodze stanęła Nina, która poleci ze mną do NYC. dzięki tej uroczej dziewczynie, która postanowiła mi pomóc i poświęcić trochę czasu, mimo że ma bardzo napięty grafik, udało mi się w końcu dodzwonić do Ambasady (N. znalazła inny numer i chwała jej za to) i nie rozmawiać z automatem tylko z żywym człowiekiem, który pomógł mi w końcu umówić się na spotkanie. och!

naprawdę jej za to dziękuję, bo była bardziej pomocna niż moja CC infolinia, na której słyszałam tylko 'dzwonić do skutku'. a okazało się, że wystarczyło spytać wujka Google o inny numer.

także Nina masz u mnie dużą kawę, którą wypijemy na Manhattanie. jeśli oczywiście spotkanie przebiegnie pomyślnie.


a gdy mowa już o dziękowaniu to grzechem byłoby tutaj nie wyróżnić (mimo że to nie dotyczy bezpośrednio wyjazdu do USA) Adriana, Olę i Anię za pomoc z moim samochodem, z naciskiem na Adriana, który uratował mój tłumik. it is great to have you guys!

wiza i numer *740 94 00

hello

Dzisiaj jest piątek i do wylotu pozostało tylko 80 dni.

Moi hości są super. Uwielbiam ich. Muszę się pochwalić, że na urodziny kupili mi wycieczkę po NYC. Łuhu! Za każdym razem gdy o tym myślę to nie potrafię w to uwierzyć. Jak do tej pory to jest chyba najlepszy materialny prezent jaki dostałam. A już za niedługo mój kochany John skończy pierwszy rok swojego życia. To takie niesamowite! HM wysłała mi nawet zaproszenie na jego pierwsze urodziny, choć niestety wiemy że nie będę mogła w nich uczestniczyć. Mimo wszystko to bardzo urocze. HM traktuję jako moją przyjaciółkę. Piszemy o tylu różnych rzeczach i nigdy nie kończą nam się tematy.
Postanowiłam, że gdy dostanę wizę to poproszę ją o zdjęcia domu.

A co do wizy... Och to takie trudne! Bardzo staram się już mieć to za sobą. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo. Wszystko jest już przygotowane: dokumenty, opłaty, mam już konta na wszystkich portalach, na jakich mogę je mieć, by dostać wizę. Ale nie potrafię umówić się na spotkanie w sprawie wizy. To jest tak bardzo, bardzo frustrujące! Sprawa polega na tym, że ambasada schrzaniła coś na stronce, przez którą powinnam umówić się na spotkanie i teraz mogę zrobić to jedynie za pośrednictwem telefonu, dzwoniąc pod numer, który znam już na pamięć. Przez pierwszą minutę i 3 sekundy rozmawia się z automatem, by później usłyszeć, że linia jest zajęta i zapłacić za to prawie 10 złotych.
Wykonałam już kilka prób, także myślę, że USA szybko nie zbankrutuje.
I tu pojawia się moja prośba o to, abyście wsparli tą sprawę w swoich modlitwach. Albo po prostu trzymali za mnie kciuki. Ta kwestia po prostu mnie miażdży bo sama nie jestem w stanie jakoś temu zaradzić.

A teraz w moim życiu jest taka nagonka. Matury, szkoła, wiza... To pochłania prawie każdą moją chwilę. Chciałabym już zmagać się tylko z maturą i mieć za sobą inne kwestie.

Chciałam jeszcze powiedzieć Wam, że bardzo ciężko będzie mi wyjeżdżać. Teraz staram się nacieszyć każdą chwilą, ale wiem, że są rzeczy, które będą mi dane dopiero za rok. Wiem, że jest Skype, Facebook, macie adres mojego bloga i mojego maila. Dam Wam też numer mojego amerykańskiego telefonu. Ale to tylko część mojego teraźniejszego życia, która będzie uratowana. Są takie niesamowite rzeczy jak el dorado, jak wspólne spacery, przejażdżki na rowerze, czy dzielenie się ciastem, które będą moją ogromną tęsknotą, także już dziś, chcę Was prosić o to, abyście (jeśli uda mi się zdobyć wizę i pomyślnie wylecieć) wysyłali mi mnóstwo zdjęć i wiadomości.

Myślę o Was

sobota, 16 marca 2013

welcome to the family

114 days untill set out

Buenos dias

Wczoraj słonecznym popołudniem dostałam bardzo miłą niespodziankę. Moja świetna Host Family. W domu już od rana czekała na mnie zmysłowa paczka. Julie i Wayne postanowili wysłać mi powitalny list jako do nowego członka rodziny. Czyż to nie cudowne?

Paczka to wersja demo mojego amerykańskiego domu - zawierała wszystkie sztandarowe produkty Vermontu. Stąd epitet zmysłowy. Pierwszym zmysłem, który poruszyła był węch, gdyż wszystko zniewalająco pachniało kawą, nawet jeszcze przed otwarciem. Wzrok przyciągnął liścik. Posmakować mogłam ich czekoladek i syropu klonowego (dostałam nawet cukierki z syropu klonowego <3 ). Dzisiaj na deser spróbujemy go z pancakes.

A wszystko czego nie dało się zmieścić w paczce, dostałam w formie broszurek. Także czytuję sobie o fabryce niedźwiadków, lodach Ben & Jerry's, farmach, stokach, muzeach....


Każdej au pair życzę takich Hostów, jak moi. Nie mogę się doczekać amerykańskiego życia, a tym czasem w pełni korzystam z europejskich i polskich wdzięków.


Na tym etapie przygotowań do wylotu dzieje się tyle rzeczy, że nie jestem w stanie opisać nawet połowy, ale wybieram dla Was te rozkoszne kawałki. Z technicznej strony czeka mnie teraz walka o wizę, przygotowywanie dokumentów, na razie czekam na wskazówki od agencji i mailuję z rodziną.

Trochę martwię się kolejnym egzaminem na prawo jazdy, który czeka mnie tam. Muszę zdać test teoretyczny, który będzie wyzwaniem pod względem językowym i prawnym, gdyż muszę wdrążyć się w ich tryb prowadzenia samochodu, ich drogi, kulturę jazdy...  Trzymajcie kciuki!

wtorek, 5 marca 2013

We are happy to let you know that a family would like to welcome you into their home as their au pair.

Dzień dobry

Od wczoraj mój wyjazd do USA jest już realnym wydarzeniem, które będzie miało miejsce za 4 miesiące i 10 dni. Mam teraz masę informacji o wszystkim, lecz brakuje mi czasu, aby wszystko na bieżąco tutaj opisywać, dlatego dzisiaj postanowiłam nadrobić zaległości.

Od 20 lutego jestem w kontakcie z moją przyszłą future host family, z którą spędzę rok mojego życia. Wczoraj Julie oficjalnie zadzwoniła do biura w Bostonie, by poinformować ich o tym, że chcą abym została ich Au pair. Praktycznie co dziennie wymieniamy się mailami, by lepiej się poznać i ustalić jak najwięcej kwestii przed wylotem. Ustalamy grafik, zajęcia dla Johna, reguły naszego wspólnego egzystowania. Poproszono mnie abym prowadziła dziennik z postępami Johna, aby rodzina mogła być na bieżąco. To bardzo ciekawa sprawa i fajny pomysł. W kwestii samochodu Julie stwierdziła, że jeśli potrafię jeździć w Polsce to dam sobie radę wszędzie, a ich drogi nie będą STANowiły dla mnie wyzwania.

Host rodzice pracują długo, dlatego postanowili, że będę pracowała 3 pełne dni w tygodniu, a poza tym dwa dni od lub po południu. Moją zmienniczką będzie mama Julie, która jest Polką i miałam okazję poznać ją w niedzielny wieczór. Jest świetna i zna naszą polską kulturę, co jest dużym ułatwieniem i na pewno polubię spędzać z nią czas.

Poza tym dzisiaj muszę podpisać umowę i odesłać ją do Warszawy. Już dostałam mail z upomnieniem. Zajmuje mi to sporo czasu, gdyż chcę dobrze zrozumieć co podpisuję (umowa jest sporządzona w języku angielskim).

Od momentu gdy to wyślę, zacznie się nowy etap przygotowań - wiza. Jak wiadomo z tym zawsze są jakieś problemy, moja agencja przygotowuje już dla mnie stosowne dokumenty, aby proces ubiegania się o pozwolenie na wylot przebiegał sprawniej i szybciej.

Jest też kwestia ustalania miejsca wylotu. Agencja daje mi możliwość wylotu z wszystkich dużych miast Europy, lecz jeśli chcę wyruszyć z Polski, muszę zrobić to z lotniska w Warszawie. Przygotowaniem biletu, jego opłaceniem i tego typu rzeczami też zajmuje się Warszawa lub Boston. Mam nadzieję, że w tym samym czasie polecą też inne au pairki z Polski, miło będzie mieć towarzystwo w samolocie do Nowego Jorku.


wtorek, 26 lutego 2013

Vermont my destiny?

buenas noches!

mam małe urwanie głowy, co spowodowało, że dopiero dzisiaj albo na przełomie z dzisiaj na jutro, zdradzę Wam szczegóły mojego matchu.

w niedzielę o 15:06 lub 15:08 rozpoczęła się nasza pierwsza rozmowa na Skype'ie, niby miałam się nie denerwować, ale rzeczywistość prezentowała się trochę inaczej. nasza rozmowa trwała ponad półtorej godziny. czy to niesamowite, że mogłam face to face rozmawiać z ludźmi na drugim krańcu świata? byli wszyscy trzej: Julie, Wayne i John. u nich była 8 rano, więc John wcinał jeszcze śniadanko.

przygotowałam sobie sporo pytań i byłoby ciężko je wszystkie tu przytaczać, przy okazji nie zanudzając Was na śmierć, a mnie na mega niewyspanie. na niektóre z nich rodzina odpowiedziała zanim zdążyłam je zadać :). było kilka pytań o ich poglądy, idee, co dla nich jest ważne, ale też sporo o przyziemne sprawy związane z codzienną koegzystencją. po czym doszliśmy do wniosku, że rozmowa wypadła całkiem dobrze i pozostaniemy w kontakcie mailowym, po czym jeszcze tego samego dnia dostałam od nich maila.

wydaje mi się, że Julie i ja rozumiemy się świetnie i wydaje się jakbyśmy znały się o wiele dłużej niż tydzień. jest bardzo pracowita i słowna, wszystko o co ją pytałam dokładnie sprawdziła i dostałam od niej maila z całym pakietem informacji na temat prawa jazdy, a także czegokolwiek co mnie zainteresuje.

ponieważ jestem ich pierwszym matchem, a nigdy wcześniej nie mieli au pair mieli problem z ułożeniem jakiś konkretnych reguł, dlatego poprosili inne host rodzinki o radę i jutro mam dostać spis zasad, które będą mnie obowiązywać. z jednej strony jestem ciekawa co może być w tym kodeksie, a z drugiej nie lubię regulaminów, zwłaszcza tych, które regulują każdy aspekt życia, albo tych, które są tylko dla picu i nikt ich nie przestrzega (nawet ci, którzy je ustanowili). myślę, że ta rodzina jeśli się do czegoś zobowiązała to będzie się tego trzymać, więc bardziej boję się tej pierwszej opcji.

wiem, że nie zgłębiłam żadnych konkretnych wątków, ale chciałam dać tylko ogólny obraz sytuacji,
oczywiście jeśli coś Cię intryguje, don't be afraid to ask.

besos!

sobota, 23 lutego 2013

still the same family

good morning!
how are you guys? od kilku dni koresponduję z moją future host family i wydają się być świetni! Umówiliśmy się na Skype na jutro, więc bardzo się cieszę. Raczej nie jestem zbyt zdenerwowana tą rozmową, chciałabym jak najszybciej poznać tę rodzinkę.

Mały John to pilny chłopak, ma dziewięć miesięcy i już raczkuje, próbuje wstawać, mówi coś na wzór "mama" i "tata". Rodzicom zależy, żeby był dwujęzyczny. host mama lubi książki, gotować, restauracje, próbować nowego jedzenia, a host tata ma poczucie humoru, lubi hokej, pilotować samoloty. jest bardzo zaangażowany w rozwój syna, angażuje się w wszystkie jego aspekty, co moim zdaniem jest świetne!

jak do tej pory wydają mi się być super rodzinką. nie chcą obciążyć mnie toną zajęć domowych, tylko dbaniem o porządek powierzonego mi pokoju i łazienki, a także wszystko co łączy się z Johnym czyli przygotowanie jedzenia, ubranka.
wydają się być też zaangażowani w przystosowanie się au pair do środowiska, chcą pomóc jej poznać nowych przyjaciół, zapraszają ją na wszystkie święta rodzinne i te typowo amerykańskie, chcą też, aby podróżowała z nimi na wakacje. oczywiście poza tym wszystkim, chcą też aby była samodzielna i miała swoich przyjaciół, hobby.

jeśli mieszkaliby w NYC to pomyślałabym, że są zbyt idealni, by być prawdziwi.